Afganistan – szanse i ryzyka
Klimat wokół operacji w Afganistanie wciąż jest chłodny. W Polsce mamy około 70% przeciwników naszego zaangażowania w dalekim, biednym i bardzo niebezpiecznym regionie Azji. Eksperci, którym przyszłość NATO leży na sercu mówią wręcz o „grzęźnięciu w afgańskiej pułapce”. Na horyzoncie nie widać oznak poprawy. Gazety codzienne i strony internetowe alarmują bezustannie o kolejnych zamachach i ofiarach. W debacie publicznej zdecydowanie przeważa zwątpienie, czy tę wojnę można wygrać, czy w ogóle można ją sensownie zakończyć. Wycofać się byłoby niedobrze, trwać w nieskończoność jeszcze gorzej.
Klimat wokół operacji w Afganistanie wciąż jest chłodny. W Polsce mamy około 70% przeciwników naszego zaangażowania w dalekim, biednym i bardzo niebezpiecznym regionie Azji. Eksperci, którym przyszłość NATO leży na sercu mówią wręcz o „grzęźnięciu w afgańskiej pułapce”. Na horyzoncie nie widać oznak poprawy. Gazety codzienne i strony internetowe alarmują bezustannie o kolejnych zamachach i ofiarach. W debacie publicznej zdecydowanie przeważa zwątpienie, czy tę wojnę można wygrać, czy w ogóle można ją sensownie zakończyć. Wycofać się byłoby niedobrze, trwać w nieskończoność jeszcze gorzej. Po co my tam jesteśmy? Przecież to chyba nie jest misja stabilizacji i odbudowy. Nie są to działania wynikające z litery Traktatu Waszyngtońskiego. Czy siły NATO są tam konieczne? W gruncie rzeczy jest to operacja Stanów Zjednoczonych, które chcą zabezpieczyć się na przyszłość przed atakami terrorystycznymi. Dlaczego NATO – sojusz wojskowy – ma odpowiadać za powodzenie cywilnych zadań odbudowy i rekonstrukcji Afganistanu? W końcu kryzys gospodarczy zmusza nas do oszczędności, a angażowanie się w tym odległym zakątku świata pochłania olbrzymie pieniądze. Jak wybrnąć z tej sytuacji, ograniczając konieczne straty do minimum?
Podobno lubimy narzekać, a Amerykanie wolą podejście praktyczne. Czyli, co trzeba zrobić, żeby osiągnąć założone cele. I tak, pod koniec marca, tuż przed pierwszą, oficjalną wizytą w Europie, prezydent Barack Obama ogłosił nową, całościową strategię wobec Afganistanu i Pakistanu. Z pewnością nie rozwieje to wszelkich wątpliwości, a może wywołać nowe, trudne pytania. Samo ogłoszenie strategii też nie przesądza o sukcesie operacji, lecz w jasnym świetle przedstawia priorytety, cele i środki, którym warto poświęcić więcej uwagi. Można lepiej zrozumieć, co jest stawką w tej grze i ocenić szanse i ryzyka. Pomaga zająć lepszą pozycję do dalszego działania. Pokazuje, jakie poświęcenia mają sens, które wysiłki mają szansę na powodzenie.
Naszym celem zasadniczym – podkreśla Obama – jest pokonanie Al-Kaidy w Afganistanie i Pakistanie oraz zapobieżenie jej powrotowi gdziekolwiek na świecie. Nie prowadzimy wojny o podbój Afganistanu. Co więcej, choć chcielibyśmy tam demokracji, to nie naszym zadaniem jest jej zainstalowanie. „Nie jesteśmy w Afganistanie, żeby nadzorować ten kraj lub dyktować mu przyszłość”. Naszym wrogiem są sfanatyzowani terroryści, którzy chcieliby na tych terenach rozwijać swoje bazy i rosnąć w siłę, a w końcu skutecznie i dotkliwie atakować społeczeństwa Zachodu jako źródło wszelkiego zła. I nie jest to problem czysto amerykański, bo Al-Kaida w niczym nie ogranicza swojego pola działania i uderza na całym świecie. Stany Zjednoczone nie poradzą sobie w pojedynkę, bez ścisłej współpracy z sojusznikami i przyjaciółmi, bez dobrej woli państw sąsiedzkich.
Na czoło w nowej strategii Obamy wybija się Pakistan – państwo ze słabym rządem, w posiadaniu broni nuklearnej, ponad 175 mln. ludności, z 2430 kilometrową granicą z Afganistanem. To na terenach przygranicznych Pakistanu talibowie i Al-Kaida mają swoje ośrodki rekrutacyjne i bazy szkoleniowe. Nie ma co liczyć na poprawę sytuacji w Afganistanie bez rozwiązania krytycznej sytuacji bezpieczeństwa w Pakistanie. Potrzebne jest nie tylko wzmocnienie armii pakistańskiej, walczącej o odzyskanie kontroli nad rozległymi regionami, ale znaczne i efektywne wsparcie dla ludności. W tym celu Stany Zjednoczone przeznaczą 1,5 mld.$ przez następne 5 lat, na budowę szkół, dróg, szpitali oraz promocję instytucji demokratycznych. Dotychczasowa pomoc od 2001 roku rzędu 10 mld.$ nie przyniosła oczekiwanych skutków, dlatego większą uwagę zwracać się będzie na celowość wydatków poddanych skrupulatnej kontroli. Rząd Pakistanu uważa, że zadeklarowana pomoc jest stanowczo niewystarczająca. Wynik konferencji międzynarodowej w Tokio, czyli dodatkowe 5 mld.$ też nie przyjęto z zadowoleniem. Tym niemniej liczy się fakt, że dostrzeżono związek przyczynowy pomiędzy biedą i brakiem perspektyw dla ludności a poparciem dla ugrupowań radykalnych.
Przed sierpniowymi wyborami prezydenckimi w Afganistanie siły amerykańskie wzmocnią się o 17 tys. żołnierzy i piechoty morskiej w rejonach najbardziej zagrożonych na południu i wschodzie oraz dodatkowo o 4 tys. instruktorów wojskowych, towarzyszących afgańskim oddziałom. Do roku 2011 planuje się zwiększenie armii afgańskiej z obecnych 80 do 134 tys. żołnierzy, a policji do 82 tys. Eksperci oceniają, że siły bezpieczeństwa Afganistanu łącznie powinny liczyć 400 tys. Wobec tych danych pytanie, czy zaplanowane siły sprostają wyznaczonym zadaniom, pozostaje otwarte.
Kolejną, trudną sprawą poruszoną w strategii Obamy jest „pojednanie”. Chodzi o przeciągniecie zdolnych do kompromisu Talibów na swoją stronę. To działanie jest niezwykle delikatne i nie ma łatwych rozwiązań. Za każdym razem mamy inną sytuację. Doświadczenie pokazuje, że dowódcy Talibów wysokiego i średniego szczebla są bezkompromisowi. Co najwyżej można liczyć na najniższy, lokalny szczebel dowodzenia. To też się liczy. Ważne jest jednak, żeby nie marnować politycznego kapitału i ograniczonych środków na pozorowane negocjacje.
Całościowe podejście, w strategii Obamy, oznacza także znaczne zwiększenie pomocy cywilnej. Ponad 400 specjalistów amerykańskich z różnych agencji rządowych, od rolnictwa, gospodarki czy zarządzania, zostanie wysłanych do Afganistanu. To stanowczo zbyt mało jak na potrzeby i nie wiadomo jeszcze, jak będzie wykorzystane. Jest to jednak wyraz zrozumienia, że w praktyce ten rodzaj cywilnego wsparcia ma decydujące znaczenie dla przyszłości kraju i nie można zwlekać do zakończenia działań wojskowych. Wiadomo też, że najefektywniej cywilne zespoły do spraw odbudowy pracują na poziomie lokalnym.
Żeby pomoc międzynarodowa nie była marnowana konieczne jest, zdaniem amerykańskiego prezydenta, zawarcie nowej umowy z rządem afgańskim o zwalczaniu korupcji i przyjęciu wymiernych wskaźników wykorzystania tej pomocy. Problem korupcji w kraju od dziesiątków lat pogrążonym w wojnach jest ogromny. Całkowite jej wyeliminowanie właściwie jest nie realne, ale znaczne ograniczenie tego procederu musi nastąpić. Inaczej, władze Afganistanu będą postrzegane jako element obcy społeczeństwu i narzucony z zewnątrz siłą. Korupcja nie może zagrażać bezpieczeństwu, czy paraliżować zarządzanie państwem. Umowa z rządem afgańskim jest niezbędna, ale sama umowa niczego nie gwarantuje. Przyszłość pokaże, czy rozmaite zobowiązania nie pozostaną na papierze.
Na koniec Obama planuje utworzenie pod egidą ONZ nowej Grupy Kontaktowej dla Afganistanu i Pakistanu, w skład której wchodziłyby kraje NATO i ich partnerzy, kraje Azji Środkowej i Zatoki Perskiej, Iran, Rosja, Indie i Chiny. Projekt powołania takiej grupy jest słuszny ale pod warunkiem, że wszyscy podzielają przynajmniej główne cele. Niestety można być pewnym, że tak nie jest. Iran nie chce powrotu do władzy Talibów ale wspiera grupy walczące z siłami amerykańskimi i natowskimi, a tym samym sprzyja destabilizacji Afganistanu. Dodatkowo utrzymuje na swoim terytorium istotne ogniwa Al-Kaidy. Rosja prowadzi dwuznaczną politykę i sprzeciwia się dla przykładu amerykańskim bazom w Azji Środkowej. Chiny przez pośredników dostarczają broń Talibom. Podobnych problemów w tym rejonie świata jest wiele i nie należy spodziewać się spektakularnych sukcesów w nowej Grupie Kontaktowej, choć jej powstanie przyniosłoby szansę na postęp w rozwiązaniu licznych problemów.
Strategia Baracka Obamy weszła w fazę realizacji. 6 maja br. po raz pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych gościł u siebie prezydentów Afganistanu i Pakistanu – Hamida Karzaja i Asifa Alego Zardari. Uzgodniono obniżenie barier handlowych pomiędzy państwami i uszczelnienie wspólnej granicy. Po wyborach prezydenckich w Afganistanie dojdzie do kolejnego spotkania w tym trójkącie. Tymczasem nadal trwa ofensywa wojsk pakistańskich przeciwko rebeliantom w regionach graniczących z Afganistanem. Rośnie fala uchodźców, którym potrzebna jest natychmiastowa pomoc humanitarna. Czy plan Obamy zadziała?
Sorry, the comment form is closed at this time.