SEA | Spotkanie z prof. Adamem Rotfeldem Ministrem Spraw Zagranicznych nt. „Polska polityka zagraniczna”.
1646
post-template-default,single,single-post,postid-1646,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,vertical_menu_enabled,side_area_uncovered_from_content,qode-theme-ver-9.4.1,wpb-js-composer js-comp-ver-4.11.2.1,vc_responsive,mob-menu-slideout-over
 

Spotkanie z prof. Adamem Rotfeldem Ministrem Spraw Zagranicznych nt. „Polska polityka zagraniczna”.

Spotkanie z prof. Adamem Rotfeldem Ministrem Spraw Zagranicznych nt. „Polska polityka zagraniczna”.

 

Spotkanie SEA z ministrem spraw zagranicznych, Adamem Danielem Rotfeldem 

 

 

 
Tekst nieautoryzowany 
 
Adam Daniel Rotfeld 
Nie mogę się przyzwyczaić do roli ministra. Kiedy się przez całe życie mówi to, co się myśli, to jako minister wszystkiego, co myślę powiedzieć nie mogę. Nie chcę też przyzwyczajać się do nowej sytuacji, bowiem moja funkcja jest częściowa i krótka. 
 
Odniosę się zatem, do kilku spraw dotyczących tego, co, moim zdaniem, jest dziś dla Polski najważniejsze. 
 
Najważniejszą sprawą dla Polski jest to, że od roku Polska jest integralną częścią Unii Europejskiej. Mam, niestety, wrażenie, że z punktu widzenia polskiej polityki zagranicznej ta świadomość nie do wszystkich dotarła. Wiele osób traktuje Unię Europejską jako organizację międzynarodową – wstąpiliśmy w swoim czasie do ONZ, wstąpiliśmy do NATO, a także wstąpiliśmy do Unii Europejskiej. Problem polega jednak na tym, że jest to zupełnie inna jakość. Unia Europejska określa fundamentalne założenia polskiej polityki zagranicznej. To ma oczywiście swoje dobre strony, bowiem określa nas jako integralną część wspólnoty demokratycznych państw świata, ale należy sobie także powiedzieć, że w Unii nasze postrzeganie świata nie do końca jest zrozumiałe. Pierwszym testem, który wypadł dla nas dość pozytywnie jest sprawa Ukrainy. Dokonała się istotna zmiana, nie sama z siebie, ale w wyniku politycznego dojrzewania narodu. Historia dzieje się poprzez umysły, a ludzie nagle odkrywają, że żyją w nowej rzeczywistości. Należy podkreślić, że nowa rzeczywistość dokonała się bez przelewu krwi i to w znacznej mierze polska zasługa. Wiele państw Europy Zachodniej nie doceniało faktu, że  naszym wschodnim sąsiadem, a tym samym sąsiadem Unii Europejskiej jest duży naród, który jest innym narodem, niż te z którymi sąsiaduje Unia od strony wschodniej. Nie wykluczam, że dokonają się dalsze przemiany. A to, co dokonało się na Krymie było zaskoczeniem nawet dla samych Ukraińców. 
 
Dojrzałość Polski polegała na tym, że dostrzegliśmy te wszystkie procesy i wymusiliśmy na Europie aktywną postawę. Stało się to dzięki spontanicznej reakcji polskiego społeczeństwa; ani rząd ani prezydent, ani parlament, nie byli pierwsi. Pierwszymi byli ludzie wywodzący się z organizacji pozarządowych. 
 
Druga rzecz niedoceniana. Zasługa prezydenta polegała na tym, że podjął odpowiednią decyzję. Polska od dziewięciu lat inwestowała w stosunki z Ukrainą. Mam tu na myśli nie tylko stosunki z Juszczenką, ale także z Kuczmą. Kuczma należał do ukraińskiej elity. Rzecz polega na tym, że kiedy Kuczma znalazł się w tarapatach zadzwonił do prezydenta Kwaśniewskiego z prośbą o radę i pomoc w wybrnięciu z trudnej sytuacji. Podkreślić należy, iż gdyby prezydent Kwaśniewski nie miał takiego impulsu, nie odegrałby tak ważnej roli. Jego udział mógł być tak czynny, ponieważ otrzymał zaproszenie od urzędującego prezydenta Ukrainy. Prezydent Kwaśniewski skontaktował się natychmiast z Solaną i Adamkusem i kiedy przylecieliśmy na Ukrainę, to w istocie rzeczy nie pojechaliśmy do Kijowa, tylko do sanatorium, w którym przebywał Kuczma. Jak nas zobaczył, od razu zaczął mówić, że to, co się dzieje, to nic takiego istotnego. Powiedział, że w Stanach Zjednoczonych także doszło do naruszenia procesu wyborczego na znacznie większą skalę – i w takim stylu kontynuował swój wywód. Wtedy Prezydent Kwaśniewski odparł, iż lepiej byłoby, gdyby Kuczma nie używał takich argumentów. Należało zastanowić się nad tym, co się mówi i jak wybrnąć z tej sytuacji. Możliwość oddziaływania na sytuację wewnętrzną Ukrainy przez prezydenta Kwaśniewskiego była wynikiem tego że polskie elity miały bardzo dobre stosunki z ukraińskimi elitami i ta inwestycja zaczęła procentować. To wszystko jest dzisiaj w Europie doceniane, wszyscy dziękują i gratulują nam odegranej przez nas roli. 
 
Dotykam teraz trzeciego elementu, czyli Rosji. W Rosji odebrano rolę Polski bardzo negatywnie. Nie dlatego, że ktoś w Rosji uwierzył w moc Polski, ale dlatego, że rosyjskie elity popełniły wiele błędów w ocenie sytuacji wewnętrznej na Ukrainie. Nie przyszło im do głowy, że taka zmiana się dokonuje i że ma to w istocie rzeczy fundamentalne znaczenie dla Rosji. 
 
W gruncie rzeczy stosunki Polski z Rosją są nieporównanie bardziej złożone. Gdyby była to tylko sprawa ukraińska, to patrzyłbym o wiele bardziej optymistycznie niż widzę to dzisiaj. W rzeczywistości chodzi o to, co dzieje się w Rosji. Procesy zachodzące w Rosji nie są procesami pozytywnymi. Żeby bardziej ukazać złożoność sytuacji dodam jeszcze dwa elementy. W Stanach Zjednoczonych i w Europie Rosja jest inaczej postrzegana niż my ją postrzegamy. Rosja jest postrzegana jako partner w trzech bardzo ważnych sprawach, które mają wpływ na bezpieczeństwo i zagrożenia. Pierwszym elementem jest nowa sytuacja, jaka powstała w państwach islamskich, mam tu na myśli agresywny fundamentalizm lub politykę kwestionującą wartości świata zachodniego. Rosja w walce z globalnym terroryzmem jest bardzo poważnym partnerem. Z tym wiąże się drugi element, że Rosja po Stanach Zjednoczonych wciąż jeszcze dysponuje największą ilością broni rakietowej i jądrowej i innej broni masowego rażenia. Jeśli chcemy uniknąć wojny, należy szukać porozumienia z Rosją. Po trzecie, na południu Rosji wyrasta olbrzymia potęga Chin. Te trzy czynniki pozwalają zrozumieć, dlaczego na Zachodzie Rosja jest nadal bardzo ważnym partnerem. 
 
Kolejny temat – polityka Stanów Zjednoczonych i NATO w związku ze zmianami, jakie mają miejsce. Zmieniła się polityka Bush’a. Należy jednak wyraźnie powiedzieć, że jeżeli ktoś sądzi, że Stany Zjednoczone będą kształtować politykę wobec Rosji, przyjmując nasze założenia za swoje, to się bardzo myli. Większe państwa określają politykę nie tylko według wartości, ale według interesów. Następuje pewne otrzeźwienie, jeśli chodzi o oczekiwania wobec transformacji Rosji, lecz jednocześnie Rosja odgrywa i będzie odgrywać istotną rolę dla państw zachodnich i Polski. 
 
Nasze stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. Zainwestowaliśmy bardzo dużo w tę politykę w 2002 r. i 2003 r. i zapłaciliśmy za to bardzo dużą cenę. Przyczepiono Polsce etykietkę, że jesteśmy "koniem trojańskim" polityki amerykańskiej i dla nas Stany Zjednoczone są ważniejsze niż Europa. Wyrazem tego była głośna wypowiedź prezydenta Chiraca z lutego 2003 r., który doradzał, aby Polska skorzystała z możliwości milczenia. Pamiętam, że po tej wypowiedzi prezydenta Francji powiedziałem w telewizji, że jestem zadowolony z tej wypowiedzi, bo wolę wiedzieć, co ludzie myślą niż się domyślać. Musiało minąć dwa lata – odbyło się spotkanie polsko-francuskie pod przewodnictwem prezydentów państw. Zrobiono we Francji bardzo dużo, aby zmienić radykalnie stosunek Francji do Polski. Wszystkie nasze postulaty zostały przez Francuzów przyjęte. Jeśli chodzi o nasze stosunki z Niemcami, to nastąpiło poważne ich ochłodzenie na tle naszego stanowiska w procesie negocjacyjnym nad Traktatem Konstytucyjnym. Ten okres mamy już za sobą. Choć z Niemcami mamy wiele trudnych spraw, to trzeba powiedzieć, że kolejne ekipy rządzące kontynuowały pewien proces i wszyscy polscy ministrowie spraw zagranicznych mogli podpisać pewien tekst w sprawie polityki polskiej wobec Niemiec, który ukazał się niedawno w książce nt. odszkodowań. Tak się szczęśliwie złożyło, że w stosunku do Niemiec nie popełniono u nas fundamentalnych błędów. 
 
W polityce zagranicznej ciągłość jest bardzo ważnym elementem. Postawiłem sobie za zadanie, aby w tym krótkim czasie, kiedy ponoszę odpowiedzialność za politykę zagraniczną naszego państwa nie uronić nic z tego, co wnieśli moi poprzednicy, a co jest w gruncie rzeczy realizacją myśli politycznej Giedroycia i Mieroszewskiego w odniesieniu do naszych sąsiadów na wschodzie.
 
Bronisław Komorowski, prezes SEA 
Dziękujemy bardzo Panu Ministrowi za jego wystąpienie. Zapraszam serdecznie do dyskusji. Sam zadam pierwsze pytanie : 
 
Jest stały dylemat w polityce, na ile racjonalnie i rozsądnie, a na ile odważnie można sytuację zmieniać, a na ile można te dwa cele łączyć, żeby było i odważnie i racjonalnie. Pamiętam opowieść Tadeusza Mazowieckiego w obozie internowania. Opowiadał, jak go zamknięto 13 grudnia w obozie w Strzebielinku; na spacerniaku rozmawiał z Sewerynem Jaworskim. Zgromadziła się wokół nich cała grupa internowanych i Jaworski chwycił Mazowieckiego za klapę i mówi: "No, widzi Pan, mówiłem, mówiłem: ostrzej", a Mazowiecki spojrzał na niego i mówi: "A ja mówiłem rozsądniej". 
 
Wtedy przyznawałem w pełni rację Tadeuszowi Mazowieckiemu. Na tamtym etapie trzeba było nie ostrzej, ale rozsądniej. Pytanie jest takie, czy my potrafimy w odpowiednim momencie nieco przestawić te akcenty i postępować nieco odważniej, a nie tylko rozsądnie i poprawnie. Myślę, że ważnym doświadczeniem dla nas wszystkich jest doświadczenie ukraińskie. Nie było przecież tak cudownie, że myśmy byli przygotowani do wykonania polskiej szarży w sprawach ukraińskich. Tak nam wyszło, polska orkiestra zagrała cudownie, bez dyrygenta. Ojciec Święty, który się modlił za Ukrainę i Lech Wałęsa, który wspierał pomarańczową rewolucję i opozycja, która popierała Juszczenkę, prezydent, który potrafił świetnie wykorzystać swoje szczególne relacje z prezydentem Kuczmą, a także polscy parlamentarzyści, którzy potrafili uruchomić akcję na zewnątrz – w Parlamencie Europejskim. To wszystko dało znakomity efekt. A jednak pamiętam rozmowy, z których wynikało, że Polska w tej kwestii strategicznie ważnej, w rzeczywistości szukała możliwości odnalezienia się w ramach Realpolitik, zakładając, że Janukowycz oszuka. Był tylko jeden problem, czy oszuka bardzo, czy tylko trochę. 
 
Wyszło znakomicie, ale wydaje się, że należy w tym miejscu postawić pytanie, czy nie groźna ta miałkość polskiej polityki i czy doświadczenie ukraińskie nie może być momentem zwrotnym, kiedy można wysilić się na pewną wspólną, odważniejszą politykę. 
 
Przykład Litwy – kraju o wiele mniejszego, ale prowadzącego o wiele odważniejszą politykę i popierającego nie tylko przemiany na Ukrainie, ale także na Kaukazie jest czymś, o czym należy myśleć. Podobnie jest w kwestii zbliżającej się obecności, a właściwie nieobecności prezydenta Litwy i prezydenta Estonii na uroczystościach 9 maja w Moskwie. Nie ma tu oczywistych wyborów między odwagą a rozsądkiem, ale gdzieś przesunięcie akcentów jest konieczne. 
 
To nie tylko kwestie odwagi, ale także aspiracji Polski. Z największą uwagą i satysfakcją wysłuchałem wystąpienia – expose w Parlamencie pana ministra Rotfelda i muszę przyznać, że było wszystko poza dwoma elementami, które – jak wydawało mi się – muszą być i które tradycyjnie były w języku polskiej polityki zagranicznej. Mam tu na myśli dążenie Polski do zbudowania szczególnego partnerstwa polsko – amerykańskiego. Czy to jest tak, że doświadczenia negatywne spowodowały, że rezygnujemy ze szczególnego partnerstwa, czy też może są jakieś inne powody? Druga kwestia, to polskie aspiracje do odgrywania roli lidera Europy Środkowo-Wschodniej. Lider to nie kto inny, jak ten który potrafi wskazać i w jakiejś mierze zabiegać o interesy wspólne tego regionu. Pytam o to w kontekście sprawy Ukrainy, czy nie powinniśmy naszych aspiracji nieco wyżej ustawiać? Być może odpowiedź Mazowieckiego na pytanie Jaworskiego powinna brzmieć: "Trochę odważniej". 
Zachęcam do dyskusji. 
 
Tadeusz Chabiera 
Chciałem zapytać o rolę historii w polityce zagranicznej. Jest to ostatnio niezwykle popularne zagadnienie, i to nie tylko – jak dotychczas – w kontekście naszego sąsiedztwa, czyli wobec Niemców, Ukraińców, czy Rosjan, ale także w kontekście europejskim. 
 
Łukasz Adamski 
Chciałbym się zapytać o polską politykę wschodnią, o odważną i szlachetną wizję poprowadzenia Ukrainy do Unii Europejskiej i demokratyzacji Białorusi. Kto w Europie te wizje z nami dzieli? Czy prawdą jest, że na tym odcinku polsko-niemieckie partnerstwo może odżyć, zaś głównym hamulcowym jest Francja? 
 
Agnieszka Miller 
Chciałabym zapytać o stosunki z krajami Ameryki Łacińskiej. Jaka jest szansa, że zmieni się nasza polityka wobec tego regionu. Chciałabym zwrócić także uwagę na kwestię związaną z doborem kadr, które są wysyłane do tego regionu, zwłaszcza że znajdujemy się w roku tzw. "wielkiej rotacji", kiedy to następuje duża wymiana dyplomatów – wielu przyjeżdża, wielu jest wysyłanych. 
 
Wojciech Borodzicz 
Mam pytanie dotyczące Białorusi. Sytuacja wewnętrzna na Białorusi nie przedstawia się tak wspaniale, jak na Ukrainie, bo nie obędzie się tam bez rozlewu krwi. Czy w związku z tym my będziemy tylko biernym widzem, czy jednak zareagujemy pomimo braku zaproszenia od obecnych władz Białorusi. 
 
Czy Pan Minister mógłby scharakteryzować polskie działania, polskiego MSZ, skierowane na wspomożenie opozycji białoruskiej? 
 
Eugeniusz Smolar 
Czy poprawa stosunków z Francją i Niemcami to z naszej strony rozsądniej, czy też odważniej? Czy w ramach pomocy finansowej Stanów Zjednoczonych na zakup bezzałogowych samolotów obserwacyjnych możliwe będzie obserwowanie bliskiej zagranicy? 
 
Artur Celiński 
Polscy politycy za pomocą wewnętrznych aktów prawnych próbują wpływać na podejmowanie decyzji w polityce zagranicznej – mam tu na myśli sprawę Niemiec. Czy Ministerstwo Spraw Zagranicznych widzi swoją rolę w inspirowaniu dyskusji na tematy zagraniczne wśród polityków? 
 
Czy Polska ma plan podjęcia jakichkolwiek działań, gdyby Stany Zjednoczone przystąpiły do działań zbrojnych wobec jednego z państw z tzw. "osi zła"; czy Polska poparłaby takie kroki i wysłała swoje wojska po raz drugi? Czy gdyby nie wysłała swoich wojsk, to czy nasz sojusz uległby osłabieniu i nasze stosunki mogłyby ulec ochłodzeniu? 
 
Adam Rotfeld 
Zacznę od pytania ministra Komorowskiego, bowiem, moim zdaniem, ma ono fundamentalne znaczenie. Czy więcej potrzeba rozsądku, czy też odwagi? Tych dwóch elementów – strategicznego partnerstwa ze Stanami Zjednoczonymi z jednej strony, a z drugiej przywództwa w Europie Środkowo-Wschodniej – zabrakło świadomie w mojej wypowiedzi. 
 
Po pierwsze, co się tyczy stosunków z Amerykanami, to uważam, że powtarzanie tych tez brzmi nieco deklaratywnie, podczas gdy nam udało się z Amerykanami osiągnąć zupełnie nową jakość. Francja zaproponowała Polsce tego typu stosunki, jakie ma z czterema innymi państwami na kontynencie europejskim i z Wielką Brytanią. Stany Zjednoczone natomiast po raz pierwszy od kilkunastu lat zaproponowały nam zinstytucjonalizowanie dialogu strategicznego, który rozpoczęliśmy jesienią ubiegłego roku. Ten dialog jest potrzebny nie tylko Polsce, ale także Stanom Zjednoczonym. 
 
Jak wiadomo, w Senacie Stanów Zjednoczonych najpierw zakwestionowano te 100 mln dolarów, które w ramach funduszu solidarności miały być przeznaczone dla Polski. Zadzwoniłem do pani Rice i zapytałem się, czy my prowadzimy ten strategiczny dialog w ten sposób, że prezydenci zapewniają, że dostaniemy te środki, a następnie dowiadujemy się, że to jest bardzo trudne do przeforsowania i że tego nie otrzymamy. Ona zapewniła mnie, że jest to skomplikowany proces wewnętrzny, ale że mogę być pewien, że prezydent Bush dotrzyma słowa i Polska dostanie przyrzeczone pieniądze ( co tez się stało, aczkolwiek w zmniejszonej kwocie – przyp. SEA). Odpowiedziałem jej, że nie chodzi mi o pieniądze; rzecz polega na tym, że jeśli Polska nie otrzyma tych pieniędzy, podważy to wiarygodność Stanów Zjednoczonych w oczach polskiego społeczeństwa, które i tak w tej chwili odnosi się bardzo krytycznie do polityki amerykańskiej. Zmierzam do tego, że stosunki z Ameryką są dla nas fundamentem. Nie mielibyśmy nigdy takich stosunków z Francją, Niemcami, czy Rosją, gdybyśmy nie mieli dobrych stosunków z Ameryką. Ten, kto zacząłby te stosunki lekceważyć popełniłby bardzo istotny błąd. 
 
Jeśli zaś chodzi o przywództwo, to powiem tak: od kilku dni szukał telefonicznie pewien minister i prosił o to, żeby mógł dołączyć do mojej wizyty wraz z ministrem Joschką Fischerem do Kijowa. Odpowiedziałem mu, że muszę to uzgodnić z Joschką Fischerem. A on odparł, że już to uzgodnił i podjęcie decyzji uzależnia ode mnie. Jest to dość kłopotliwa sprawa, bowiem nie jedziemy na wycieczkę i ta wspólna wizyta ma coś oznaczać. Miała to być demonstracja zainteresowania Ukrainą przez Europę, ale z inicjatywy Polski. 
 
Ważniejsze jest, aby nasze przywództwo wyrażało się w tym, że państwa regionu zabiegają o nas niż to, że my będziemy mówić, że pretendujemy do tej roli, co zresztą bardzo wszystkich obraża. W tym regionie wszyscy są przeczuleni. Nie muszę podawać przykładów naszych najbliższych sąsiadów, którzy dość często podważają naszą pozycję – a przyznać należy – skutecznie. Politykę realizuje się poprzez ludzi. Polska zareagowała publicznie bardzo zdecydowanie na decyzję o tym, że konkurs ogłoszony na zastępcę pani Ferreo-Waldner ( komisarza UE – przyp. SEA) został rozstrzygnięty na rzecz kandydata, który jest bardzo dobry, ale nie zna się na sprawach Unii Europejskiej i nigdy się sprawami Unii Europejskiej nie zajmował. Jest to ambasador czeski przy NATO. Gdyby polski ambasador przy NATO pretendował do tego stanowiska, to argument, żeby nie zatwierdzić Polaka byłby taki, że my nie możemy zmieniać Unii Europejskiej w NATO. Tu nie było żadnego argumentu. Polski kandydat był znacznie lepszy a mimo to wybrano Czecha. Takich sytuacji jest bardzo dużo. Rzecz polega na tym, że Polska jest nowym aktorem na tej scenie i uzyskanie pozycji wymaga niespektakularnego działania, a to napotyka na ogromne trudności. 
 
W naszym regionie będziemy odgrywać przywódczą rolę wtedy, kiedy inne państwa dostrzegą w tym swój interes. Państwem, które zabiega o nas jest Słowacja. Teraz robi to Ukraina. Nie jest przypadkiem, że Tarasiuk ( szef dyplomacji ukraińskiej – przyp. SEA) , kiedy uzgadniał ze mną termin  wizyty powiedział, że chciałby, żeby Polska była pierwszym krajem, którego przedstawiciele przyjadą z oficjalną wizytą. Jest to gest, a w polityce gesty nie powinny mieć wielkiego znaczenia. Zabiega o nas także Bułgaria. 
 
Rola historii w polityce zagranicznej. Często odgrywa ona nieporównanie większą rolę, niż ta, której są świadomi sami politycy. Politykę często realizują ludzie, którzy wcale nie znają historii i nie wiedzą, jak bardzo historia ciąży na ich działaniach. Historia przenika nasze działania, nawet jeśli nie mamy tego świadomości. 
 
Niewiele osób wie, jak bardzo rok 2005 jest naznaczony historią. Zaczyna się od 60 rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, później rocznica Jałty. Niedawno minęła 65 rocznica zamordowania polskich oficerów w lesie katyńskim i w innych obozach. Wkrótce po tym przypada 60 rocznica zwycięstwa nad III Rzeszą. Następnie jest 30 rocznica Aktu Końcowego z Helsinek ( KBWE – przyp. SEA) , który dziś odgrywa dość istotną rolę. Mamy 25 rocznicę powstania niezależnego ruchu Solidarność, który w istocie rzeczy nie został doceniony w Europie. Jeśli nie wykorzystamy tej możliwości w tym roku, to będzie trudno odbudować w świadomości politycznej Europejczyków fakt, że to w Polsce zrodził się ruch, który utorował drogę do rozmontowania muru w Berlinie. Wreszcie 60 rocznica powstania Narodów Zjednoczonych. Nie będę o innych rocznicach mówił, ale podkreślę, iż wszystkie wymienione i niewymienione są odczytywane w sposób bardzo polityczny. Dziś stosunek do ONZ wyznacza stanowisko, czy Narody Zjednoczone mają być kontynuatorem, czy ich działania mają ulegać zmianie. 
 
Pytanie o historię to pytanie o fundamenty współczesnych stosunków międzynarodowych. Stosunki międzynarodowe zawsze były stosunkami pomiędzy państwami. Dzisiaj czy już od kilkunastu lat – od zakończenia "zimnej wojny" – w coraz większym stopniu zagrożenia wynikają nie ze stosunków miedzy państwami. Przecież w Europie ani jedno państwo nie jest zagrożone przez sąsiadów. Poważne zagrożenia istnieją wewnątrz państw. Stosunki międzynarodowe zmieniły się. Zamknął się okres stworzony przez Pokój Westfalski – co z resztą w przeszłości przewidywał Kissinger. Pokój Westfalski wprowadził państwa, jako jedynych aktorów na scenie międzynarodowej. Przedtem, czyli przed 1647 r. w Europie panował system uniwersalistyczny, w którym obok państw występowały klasztory, kościoły, miasta, księstwa. Wszystkie one uczestniczyły w stosunkach międzynarodowych. Dzisiaj w pewnym sensie wracamy do przed-westfalskiego systemu. Nie tylko państwa, ale także inni aktorzy będą odgrywać ważną rolę, a stosunki międzynarodowe ulegną zmianie. Kissinger swoją książkę pt. "Czy Stany Zjednoczone potrzebują polityki zagranicznej?" – porównywanej z resztą do "Księcia" Machiavellego napisanego dla księcia Florencji – napisał dla Bush’a, dla zrozumienia, że Stany Zjednoczone potrzebują polityki zagranicznej. Jeden z polskich profesorów napisał w recenzji na łamach "Tygodnika Powszechnego", że Kissinger odwołuje się do systemu westfalskiego, ponieważ nie rozumie, co to jest system. Byłem wtedy w Sztokholmie, zadzwoniłem do tego profesora i zapewniłem, że Kissinger lepiej rozumie, co to jest system niż autor tej tezy. Słowo "system" jest bardzo pojemne i obejmuje różne elementy, a w rozumieniu Kissingera jest to coś więcej niż system poczdamski, czy jałtański. System westfalski to była nowa jakość w świcie. Dzisiaj do podstaw stosunków międzynarodowych należą takie wartości jak: jakość wewnętrznego organizowania społeczeństwa przez państwo, zasady państwa prawa, respektowanie praw człowieka i liberalny systemem demokracji. Jeśli państwa mają na uwadze te wartości w kierowaniu swoim systemem to one sprzyjają stabilizacji i bezpieczeństwu. Jeśli je kwestionują, to stwarzają okazję do destabilizacji ich wewnętrznej sytuacji i całego systemu. 
 
Padło takie pytanie, kto w Europie podziela naszą politykę wobec Ukrainy. Jest to bardzo zasadne pytanie. Dziś w sposób deklaratywny coraz więcej państw mówi, że popiera tę politykę. Faktycznie nie mamy jednak zbyt wielkich sojuszników. Dla Europy Zachodniej świadomość, że Ukraina jest rzeczywiście wielkim narodem europejskim, toruje sobie drogę z bardzo dużym trudem. Mocarstwom z przeszłością kolonialną bardzo trudno się przyzwyczaić, że coś się definitywnie oddzieliło. Podobnie przy powstawaniu nowych narodów zawsze powstaje konflikt między narodem nowym a starym. Faktem jest, że wiele państw, na przykład Austria nie pogodziła się, że na stałe utraciła austro-węgierskie imperium. Zdołaliśmy jednak tę nową myśl zaszczepić w świadomości Europejczyków, że Ukraina jest integralną częścią Europy. 
 
Sprawa Ameryki Łacińskiej. Polska po wejściu do Unii Europejskiej ma taką politykę, jaką ma Unia, ale nie możemy stać na stanowisku, że nas to nie interesuje. Polityki nie można realizować bez odpowiednich instrumentów, które jednak kosztują. Polska ma bardzo małe środki. Można bardzo racjonalnie te środki wydawać, ale jeśli budżet państwa został zredukowany o 13 %, a w przypadku MSZ o 16 % , to trudno jest znaleźć środki na realizację globalnej polityki. 
 
Jeśli chodzi o politykę personalną w roku wielkich zmian. W roku 2005 nie dokonuje się totalnej zmiany na placówkach. Ludzie wyjeżdżają na placówki w różnym czasie. Prawdą jest, że jeśli w 2001 r. wyjechało około pięćdziesięciu ambasadorów, to ich okres rotacji przypada na 2005 r. Moja zasada jest taka, żeby polityka w tym zakresie była czytelna, żeby były respektowane procedury i reguły. Co do zasady, nie będę nikogo odwoływał przed czasem, ale też nie będę przedłużał misji. Moją intencją jest to, żeby nie było nominacji politycznych. Czasem musi być mianowany ambasadorem ktoś spoza MSZ, lecz jak do tej pory, wszyscy mianowani przeze mnie to zawodowi dyplomaci. 
 
Sprawa NATO. Koncepcja skrzynki z narzędziami dyskutowana jest od kilku lat. Krytycy polityki amerykańskiej wobec NATO uważają, że Amerykanie przestali traktować ten sojusz jako sojusz partnerski. Jest to nie do końca prawdziwe. Owszem, był taki moment, kiedy Amerykanie w 2002 r. ogłosili koncepcję, że to nie koalicja określa misję, ale misja określa koalicję. Stany Zjednoczone mają misję do spełnienia w Iraku i ona wszystko określi. Nie jest tak, że Amerykanie do tej tezy nie powrócą. Wielkie mocarstwa ogłaszają swoje koncepcje w zależności od potrzeby chwili. 
 
W sprawie Białorusi – oczywiście jest tam inna sytuacja niż na Ukrainie, czy też w Polsce. Nikt w Polsce nie będzie narzucał rozwiązań Białorusinom. To u nich sytuacja musi dojrzeć. W tym pytaniu jest wiara, że państwo, że MSZ może coś zrobić. Jak mówiłem o zaangażowaniu na Ukrainie, to nie przypadkowo powiedziałem o zaangażowaniu społeczeństwa. Próba doszukiwania się odpowiedzialności MSZ, czy innego urzędu za takie działania jest nieporozumieniem. Jeśli chcemy pomóc Białorusi, to organizacje pozarządowe mają o wiele większą rolę do odegrania niż państwowe urzędy. Zmiany na Białorusi dokonają się, ale będzie to trwało prawdopodobnie dłużej i inaczej niż na Ukrainie.

 

No Comments

Sorry, the comment form is closed at this time.

SEA