SEA | Uwagi do negocjowanej obecnie umowy handlowej UE-USA
1818
post-template-default,single,single-post,postid-1818,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,vertical_menu_enabled,side_area_uncovered_from_content,qode-theme-ver-9.4.1,wpb-js-composer js-comp-ver-4.11.2.1,vc_responsive,mob-menu-slideout-over
 

Uwagi do negocjowanej obecnie umowy handlowej UE-USA

Uwagi do negocjowanej obecnie umowy handlowej UE-USA

 

UWAGI DO NEGOCJOWANEJ OBECNIE UMOWY HANDLOWEJ
UNIA EUROPEJSKA – STANY ZJEDNOCZONE
 
Żeby zrozumieć meandry polityki gospodarczej USA wobec głównych graczy gospodarczych świata należy, moim zdaniem, cofnąć się do lat 1984-1985, czyli do okresu gdy był negocjowany tzw. FTA – Free Trade Agreement pomiędzy USA i Kanadą. Mieszkałem wtedy w Kanadzie i dobrze pamiętam te negocjacje.
 
Rozmowy w sprawie ewentualnego zawarcia FTA zaczęły się, gdy w obrocie handlowym pomiędzy USA i Kanadą taryfy celne były już wyeliminowane z blisko 80% produktów wymiany handlowej, co oznacza, że stawki celne nie były, wbrew pozorom, głównym tematem negocjacji. Rozmowy posuwały się dość gładko do momentu, gdy USA zażądały aby na „stole negocjacyjnym” były także dobra kulturalne i intelektualne. Z tym momentem, praktycznie z dnia na dzień, rozmowy zostały zawieszone i obydwaj negocjatorzy – Peter Murphy (USA) i Simon Riesman (Kanada) musieli przeprowadzić konsultacje na szczeblu rządowym w celu uzyskania dyrektyw negocjacyjnych, a gdy i to nie pomogło, to odwołano się do interwencji na najwyższym szczeblu – odpowiednio: Prezydent USA Ronald Reagan i federalny Premier Kanady Brian Mulroney, aby przełamać powstały impas. Ostatecznie w toku negocjacji Kanada nie zgodziła się na specjalne przywileje dla firm amerykańskich działających na polu kultury masowej i zastrzegła sobie prawo do nie wyrażenia zgody (notwithstanding clause) gdyby stwierdziła, że jej dobra kulturowe/instytucje kulturalne są w jakiś sposób instytucjonalnie zagrożone. USA tak czy inaczej uzyskały większy akces do rynku kanadyjskiego niż przed 1985 rokiem (daleko zaawansowany proces integracji i standaryzacji istniał jeszcze przed latami osiemdziesiątymi) i faktycznie większość większych firm kanadyjskich przeszło pod zarząd amerykański zachowując (często dla niepoznaki) nazwę dotychczasową jak np. DeHavilland Aircraft Industries stało własnością firmy Boeing Co. Obserwując skutki FTA to wydaje się, że głównym beneficjentem porozumienia były Stany Zjednoczone, ponieważ Kanada nie miała za dobrej płaszczyzny negocjacyjnej, gdyż USA (w praktyce), groziły wojną celną i zwiększeniem ceł na produkty kanadyjskie (do tej pory nie wiadomo ile w tym było prawdy, kontrolowanych przecieków informacji, a ile szantażu gospodarczego). W wyniku FTA nastąpiła daleko idąca integracja gospodarcza pomiędzy obydwoma krajami, chociaż (na wyraźne żądanie USA) bez wolnego przepływu ludności/siły roboczej – Stany Zjednoczone utworzyły w swoim systemie imigracyjnym specjalną kategorię wizy „T” dla kanadyjskich biznesmenów, przenosząc ich do tej kategorii ze starej „B-1”. Należy pamiętać, że pomiędzy USA i Kanadą istnieje tzw. ruch bezwizowy w tym sensie, że obywatele obydwu krajów mogą przebywać i zamieszkiwać na terytorium drugiego kraju przez okres do 6 miesięcy (180 dni) w roku, ale bez prawa pracy. Zunifikowano całkowicie systemy telekomunikacji i wymiany pocztowej (nawet nazwy pocztowe prowincji kanadyjskich zostały zamerykanizowane, np. prowincja Ontario korzystająca ze skrótu: Ont. stała się z dnia na dzień: ON). Nastąpił wyraźny wzrost przepływu produktów i usług, a przyszłość okazała się o wiele korzystniejsza (w sensie gospodarczym, oczywiście niż wieszczyli pesymiści, w tym szczególnie kanadyjskie związki zawodowe CLC/CTC (byłem tych wydarzeń naocznym świadkiem, pracując, akurat w tym czasie, w CLC/CTC International Affairs Department a później w federalnym Department for External Affairs/USSR & East European Division).
 
W latach dziewięćdziesiątych, Stany Zjednoczone zachęcone dobrymi wynikami ekonomicznymi wynikającymi z działania FTA (nic w tym dziwnego, obydwa kraje tj. Kanada i USA są bardzo podobne w sferze kultury biznesu), zaproponowały zawarcie nowej umowy o wolnym handlu, tym razem z Meksykiem, była to tzw. NAFTA – North American Free Trade Agreement. Kanada chcąc nie chcąc musiała się przyłączyć do porozumienia, gdyż nie chciano (rząd federalny) aby NAFTA była zawierana bez głosu Kanady pomimo, że Kanada niczego na tej umowie ani nie zyskiwała, ale też nic nie traciła. Celem umowy ze strony USA było, oprócz uporządkowania stosunków handlowych, także ograniczenie imigracji meksykańskiej i ogólnie latynoskiej do USA (poprzez Meksyk), np. USA popierały finansowo i do tej pory popierają tworzenie tzw. maquilladores – zakładów produkujących głównie na rynek amerykański (często będące własnością amerykańską lub joint venture), znajdujących się blisko granicy USA-Meksyk, ale po stronie meksykańskiej. Efekty zawarcia tej umowy były, w moim przekonaniu, dość ograniczone. Oczywiście wzrosły (głównie dwustronne) obroty handlowe, co można było przewidzieć, ale nielegalnej imigracji nie ukrócono (jak to wygląda w praktyce można zobaczyć, np. spacerując brzegiem Rio Grande w takich miejscowościach jak El Paso/Ciudad Juarez czy Laredo/Nuevo Laredo), przy okazji niepomiernie wzrósł nielegalny obrót/przemyt narkotyków, z czym strona amerykańska wyraźnie także i obecnie nie daje sobie rady, pomimo zaangażowania olbrzymich środków techniczno-finansowych na prewencję i uszczelnienie granicy. Zwiększyła się „szara strefa” nielegalnych imigrantów ekonomicznych. Stworzone specjalnie, zrelaksowane przepisy wizowe dla Meksykanów powodują bardzo duży przepływ ludności przez granicę – zarówno legalny jak i nielegalny (obserwowałem ten ruch na przejściu San Diego/Tijuana; ruch ludności w 99% na północ, a pojazdów mechanicznych w stosunku 70% do 30% także na korzyść kierunku północnego tj. do USA). Jak wspomniałem, porozumienie NAFTA zwiększyło znacząco obroty handlowe pomiędzy USA i Meksykiem, ale od początku było wiadome, że Kanada zyska na tym porozumieniu o wiele mniej lub nic, chociaż także i w tym przypadku stawki celne zostały obniżone lub całkowicie zniesione. Kanada nie jest i nigdy nie była np. celem imigracji ekonomicznej z Meksyku i nie zniosła ani nie zrelaksowała wymogów imigracyjnych w stosunku do Meksykanów – oczywiście z tego powodu została oskarżona o rasizm, nb. Amerykanów którzy te przepisy imigracyjne zrelaksowali, Meksykanie w dalszym ciągu oskarżają o instytucjonalny rasizm i dyskryminację! W wyniku działania NAFTA, obroty handlowe Kanada-Meksyk, w stosunku do wymiany handlowej USA-Meksyk, są relatywnie niewysokie, pomimo faktycznego wzrostu. Można przyjąć, że głównymi beneficjentami tej umowy, były USA i Meksyk – ze wskazaniem na Meksyk, ze względu na zyskanie dostępu do rynku amerykańskiego dla swoich wyrobów (USA miały ten dostęp już o wiele wcześniej – był sukcesywnie i instytucjonalnie wymuszany na Meksyku począwszy od wojny domowej w 1910 roku a nieformalnie dużo wcześniej, już od zwycięskiej Wojny USA z Meksykiem w pierwszej połowie XIX wieku). Stale rosnące obroty handlowe USA w strefie Pacyfiku, gwałtowne przyśpieszenie ekonomiczne Chin połączone ze wzrostem znaczenia geopolitycznego, a także sukces ekonomiczny umów FTA i NAFTA, spowodowało rozpoczęcie przez USA rozmów handlowych nie tylko z tradycyjnymi partnerami w obszarze Pacyfiku (Japonia, Korea Południowa, Tajwan, Filipiny i Australia z Nową Zelandią), ale także z Chinami. W związku z niepowodzeniem nacisków polityczno-ekonomicznych na Chiny (chodzi m.in. o odmowę przez Chiny dobrowolnego wprowadzenia wyrównawczych ceł wywozowych, znaczącego zwiększenia zakupów w USA i dobrowolnego upłynnienia kursu waluty chińskiej), Stany Zjednoczone wymyśliły formułę wielostronnych rozmów handlowych w ramach tzw. TPP – Trans Pacific Partnership, ze wszystkimi krajami regionu (ale bez Chin), a szczególnie tymi które czuły się zagrożone chińskim hegemonizmem w sferze politycznej, ekonomicznej czy wojskowej. USA pragnęły wywrzeć pośrednio presję na Chiny, poprzez swoiste antagonizowanie tych krajów z Chinami i wygrywanie tych antagonizmów i różnic, na swoją korzyść, np. USA wykazują zrozumienie dla oporu Japonii w sprawie zniesienia subsydiowania własnej produkcji ryżu –rzekomo najlepszego na świecie zdaniem Japonii, nb.USA od zawsze są przeciwko subsydiom, które uważają za nieuczciwe praktyki handlowe – jednocześnie stosują je we własnej gospodarce, aby utrzymać konkurencyjny poziom cen swoich wyrobów. Wspomniane rozmowy są obecnie w toku i wynik ich jest nieznany. Wydaje się, że głównym celem USA w tych negocjacjach (oczywiście nieformalnym) jest próba okiełznania ekspansji ekonomicznej Chin i ograniczenie i/lub zmniejszenie ogromnego deficytu w obrotach handlowych. Ze względu na poparcie USA w tych negocjacjach przez Australię i Kanadę (znowu sytuacja przymusowa), spolegliwości Japonii, Korei Południowej i Tajwanu (zależność militarna od USA oraz spory terytorialne z Chinami) należy oczekiwać, że rozmowy te jeszcze będą się długo toczyły. Chiny będą konsekwentnie starały się wygrać te negocjacje w celu wypracowania dla siebie roli/statusu przynajmniej lokalnego hegemona ekonomiczno-militarnego i/lub, o ile sytuacja pozwoli – równoprawnego z USA mocarstwa światowego. Ponieważ Chiny utrzymują u siebie kapitalizm państwowy, połączony z autokratyczno-dyktatorskim systemem sprawowania władzy, a znakomita większość krajów zaangażowanych w TPP jest demokratyczna lub dążąca do systemów demokratycznych, to rozmowy przybierają postać „kto kogo pokona?! – charakter tego „starcia” jest już tak wyraźnie widoczny, że np. Japonia bardzo poważnie się zastanawiała czy w tych negocjacjach brać udział – ostatecznie uległa naciskom ze strony USA. Reasumując, sądzę, że rokowania TPP potrwają jeszcze dłuższy czas a UE (i Polska) będą tu tylko w roli widzów, gdyż nie mają tam bezpośrednich interesów politycznych tylko ekonomiczne (ceł zaporowych będzie trudno użyć, o ile by to było w ogóle możliwe, ze względu na umowę WTO), a Chiny preferują rokowania bilateralne w celu „wygrywania” i szantażowania partnerów handlowych swoją siłą ekonomiczną. Unia Europejska jest silnym partnerem ekonomicznym dla Chin i przeciwnikiem w rozmowach handlowych, ze względu na fakt negocjowania w imieniu ekonomicznie (w dużym stopniu) zintegrowanego bloku państw.
 
Dotychczasowy przebieg rokowań w sprawie zawarcia umowy TPP potwierdza moją tezę, że negocjacje są trudne ze względu na niechęć do kompromisu z obydwu stron – USA nie godzą się na utrzymywanie subsydiów dla państwowych i/lub quasi państwowych koncernów przemysłowych np. w Korei i Japonii oraz na utrzymywanie dopłat i/lub ceł zaporowych na produkty rolne i wybrane gałęzie przemysłów (np. japoński przemysł samochodowy). Moim zdaniem, kompromis jest całkiem możliwy, gdyż USA prawdopodobnie zgodzą się na utrzymywanie częściowych/obniżonych subsydiów dla rolników (ostatecznie sami tak robią!) i/lub niektórych gałęzi przemysłowych (istotne dla Korei), w zamian za większą ochronę własności intelektualnej (ważne dla Japonii) w wykładni prawa amerykańskiego czyli rozszerzonym (taka quasi-ACTA, tylko że „tylnymi drzwiami” Kolejne tury rozmów w Brunei i Singapurze, jak na razie nie doprowadziły do zbliżenia stanowisk, a stanowisko stron jest mi znane z monitorowania informacji medialnych z Japonii i Chin Wydaje się że Kryzys Krymski może paradoksalnie „pomóc” w rozmowach zarówno TPP jak i USA-UE, gdyż powinien przyśpieszyć wysiłki na rzecz zakończenia negocjacji szybko i z obopólnym sukcesem. Byłoby to swoiste „czyszczenie przedpola”, przed oczekiwaną dalszą konfrontacją na linii USA-Rosja (nb. Japonia już skrytykowała akcję Rosji na Krymie i wprowadziła wielotorowe sankcje, przy okazji dając do zrozumienia, że między Rosją i Japonią istnieją roszczenia terytorialne z tytułu napadu Rosji na Japonię w 1945 roku i aneksji terytoriów japońskich, co z kolei powoduje niemożność zawarcia traktatu pokojowego z winy Rosji). USA wydają się żywotnie zainteresowane w zapewnieniu sobie spokoju „na tyłach” poprzez wynegocjowanie wspomnianych porozumień. Należy tu podkreślić, że to strona amerykańska naciska na wyznaczenie daty zakończenia negocjacji – w czasie rundy rokowań w Brunei był to koniec 2013 roku, później w Singapurze miał być to I kwartał 2014. Obecnie, na wniosek (nb. bardzo ostrożnych w działaniu) negocjatorów japońskich, nie podaje się daty, jednocześnie dążąc do uzyskania możliwie najlepszego porozumienia w czasie możliwie najkrótszym – as long as it takes.
 
Rozmowy UE z USA o umowie handlowej zwanej popularnie „wolnym handlem” są de facto rozmowami o nieskrępowanym dostępie (formuła często stosowana w takich sytuacjach to: comprehensive economical agreement) do całego rynku UE przez USA (które się uważają za silniejszego partnera w tych rozmowach) – absolutnie nie chodzi w tych rozmowach tylko o stawki celne. Na stole negocjacyjnym są (lub będą) europejskie subwencje, różne kwotowania produkcji, wwozu produktów i gotowych wyrobów, wróci sprawa ACTA (oczywiście pod inną nazwą), prawa własności intelektualnej (szeroko rozumiane), dostęp do całego „przemysłu” wartości kultury europejskiej itp. Jestem przekonany, że np. Francja będzie się starała blokować dostęp USA do sfery europejskich (czytaj: francuskich) wartości kulturalnych, gdyż uważa to (nie bez podstaw) za zagrożenie dla swojej (realnej czy oczekiwanej dominacji kulturowej w Europie (podobnie dalszy los silnie subsydiowanego francuskiego przemysłu obronnego, energetyki jądrowej i rolnictwa jest źródłem poważnych niepokojów we Francji). W tej sytuacji Wielka Brytania będzie tradycyjnie popierać stanowisko USA. W negocjacjach nie będzie mowy o swobodnym „transatlantyckim” przepływie ludności, z wyłączeniem tzw. profesjonalistów – drenaż tych ostatnich z Europy, jest bowiem w interesie USA. Polska nie jest bezpośrednim negocjatorem porozumienia, ale ma możność oddziaływania na rozmowy poprzez swoje placówki dyplomatyczno-ekonomiczne (Biura Radców Ekonomicznych) np. w Przedstawicielstwie RP przy UE w Brukseli – trzeba je tylko wzmocnić i wymagać aktywności w tym obszarze (wiem co mówię bo będąc Ministrem Pełnomocnym w Ambasadzie RP w Waszyngtonie wynegocjowałem, z sukcesem, ze stroną amerykańską 3(trzy) umowy – nb. do tej pory obowiązują, a w tym samym czasie BRE nie wynegocjowało niczego!). Należy być przygotowanym na bardzo twarde, agresywne rokowania i nie lekceważyć strony amerykańskiej, gdyż ważne dla nas sprawy mogą być tak przegrane jak sprawa wiz czy offsetu przy umowie o dostawy F-16. Ponieważ pierwszą sprawę „wizową” obserwowałem osobiście (brałem udział w wypracowywaniu follow-up ze stroną amerykańską, a który Amerykanie kilka lat później i tak złamali), a w drugiej miałem dostęp do negocjatorów to wiem, że sprawy te były „załatwiane” moim zdaniem, skandalicznie – z polskiej strony była za duża doza naiwności politycznej i myślenia życzeniowego (a po stronie amerykańskiej mieliśmy za przeciwników super profesjonalistów negocjacyjnych). Jak wspomniałem, negocjowałem ze stroną amerykańską kilkakrotnie (nie tylko z ramienia Ambasady RP) i z mojej obserwacji wynika, że rokowania posuwają się szybko (lub relatywnie szybko), gdy Amerykanie dostrzegają (lub się im zasugeruje) ich interes w postępie rozmów lub pozytywne perspektywy wynikające dla nich z tych rokowań, gdy ten interes nie jest pewny/oczywisty to negocjacje idą dosłownie „jak po grudzie” i wynik ich jest bardzo niepewny (dwukrotnie zawieszałem rozmowy, gdy szły w złym, moim zdaniem, kierunku). Dostęp do rynku amerykańskiego jest bardzo ważny ale nie za wszelką cenę. Należałoby, moim zdaniem, uważnie przeanalizować zapisy już zawartej (18 października 2013 roku) umowy UE i Kanady tzw. CETA – Comprehensive Economical Trade Agreement (którą Polska powinna ratyfikować do 2015 roku), gdyż negocjowana umowa handlowa z USA nie powinna odbiegać daleko od tej „kanadyjskiej”. Kanada uważa się (przynajmniej ze względów historycznych), za kraj quasi-europejski – należy zarówno do brytyjskiego Commonwealth’u jak i francuskiej La Francophonie oraz jest jedyną na kontynencie amerykańskim – monarchią konstytucyjną, stąd negocjacje np. w sprawach „kultury” nie były większym problemem, także podejście do spraw ochrony intelektualnej (copyright’s issues and intelectual property) jest w EU i Kanadzie zbliżone. Wydaje się, że to USA powinno bardziej zależeć na porozumieniu z UE, gdyż sukces w tych negocjacjach może pomóc Stanom Zjednoczonym w rokowaniach TPP. Unia Europejska może zupełnie dobrze egzystować, także i bez tej umowy, ale oczywiście lepiej jest, w szczególności w czasach kryzysu ekonomicznego, mieć wynegocjowany dostęp do tak wielkiego i pojemnego rynku ekonomicznego jak USA, niż go nie mieć.
 
 
 

Opracował: Wojciech Gilewski – SEA                                                      18 marca 2014 r. roku

No Comments

Sorry, the comment form is closed at this time.

SEA