Wycofanie wojsk amerykańskich z Iraku – konsekwencje
Komentarz Anny Przybyll, członka Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego, pt. „Wycofanie wojsk amerykańskich z Iraku – konsekwencje”.
15 grudnia 2011 r. prezydent Barack Obama ogłosił zakończenie amerykańskiej misji wojskowej w Iraku. W przemówieniu w bazie wojskowej w Fort Bragg w Karolinie Płn. gratulował odwagi swoim żołnierzom odwagi i hurraoptymistycznie zapowiedział wspaniałą współpracę USA z suwerennym Irakiem. Nie wspominał o niejasnych początkach wojny i prawdziwym casus belli, który doprowadził do zbrojnego obalenia reżimu Saddama Husajna w 2003 roku, kiedy to deklarowanymi przez amerykańską administrację celami inwazji były odnalezienie i zniszczenie broni masowego rażenia oraz likwidacja baz terrorystów. Łącznik z zamachami z 11 września i istnienie broni zagłady nie znalazły potwierdzenia w faktach. Pomimo tego wojna w Iraku zakończyła się zdaniem amerykańskiego przywódcy ‘honorowo’.
Data ewakuacji amerykańskich jednostek z Iraku nie była niespodzianką, gdyż została ustalona już w 2008 r. podczas wizyty ówczesnego prezydenta George’a W. Busha w Bagdadzie. Istotę celu wizyty Busha przesłonił incydent z butem rzuconym w stronę prezydenta przez irackiego dziennikarza, co stało się faktem medialnym. 19 sierpnia 2010 r. Amerykanie wycofali dwie ostatnie brygady bojowe, czym zakończyli oficjalne „Operację Iracka Wolność”. Od tego czasu w Iraku rezydowało 50 tys. żołnierzy amerykańskich w ramach „Operacji Nowy Świt”. Mieli oni za zadanie szkolić wojsko i policję iracką, zapewniać ochronę personelowi cywilnemu oraz, w razie potrzeby, przeprowadzać operacje antyterrorystyczne. 15 grudnia br. z Iraku wraz z kontyngentem wojskowym zostały ostatecznie wycofane trzy miliony sztuk sprzętu wojskowego, od komputerów po samoloty. Była to największa operacja logistyczna w historii amerykańskiej wojskowości.
Oficjalne poczucie dumy z dobrze wykonanej misji przesłania cień wojennych doświadczeń, jaki kładzie się na milion żołnierzy uczestniczących w wojnie w Iraku, i ich rodziny. Jeden na dziesięciu żołnierzy powracających z Iraku cierpi na syndrom stresu pourazowego, co znacznie utrudnia reintegrację ze społecznością lokalną i powrót do normalnego życia. Blisko 1/3 weteranów szuka pocieszenia w alkoholu, a ponad 60 proc. korzysta z pomocy psychiatrycznej. Te wskaźniki są jedynie deklaratywne, co pozwala przypuszczać, że w rzeczywistości są o kilka punktów procentowych wyższe. Skutki społeczne uczestnictwa w misji w Iraku zapłaci pokolenie dzieci miliona żołnierzy. W szkołach i stowarzyszeniach bezcelowy ból będzie celebrowany i rozpatrywany przez następne lata. Kolejne pokolenie, dotknięte nieobecnością ojców lub ich bezradnością związaną z urazami i depresją, zada w przyszłości pytanie rządzącym – czemu ta wojna miała służyć? Niechęć młodego pokolenia do zaangażowania w misje wojskowe za granicą o niejasnej proweniencji i pacyfistyczne nastroje są do przewidzenia. W połączeniu z narastającym kryzysem finansowym i rosnącą nieufnością do władz, można powiedzieć, że córki i synowie żołnierzy służących w Iraku to stracone pokolenie, obarczone smutkiem i podejrzliwością w stosunku do rządzących, zdolne do szerokiej rebelii względem demokracji i liberalizmu.
Cierpienie rodzin poległych i rannych wymyka się słownemu opisowi. Aby zrozumieć bezmiar cierpienia rodziny i bliskich zmarłego żołnierza, należy wziąć udział w uroczystości pogrzebowej. Pentagon podaje, że w Iraku śmierć poniosło 4,5 tysiąca żołnierzy USA, a 32 tys. odniosło obrażenia. Mniej mówi się o tym że, w efekcie działań wojennych zginęło oficjalnie 104 tys. Irakijczyków. Nieoficjalnie może być to kilka razy więcej. Wojna w Iraku kosztowała amerykańskich podatników 800 miliardów dolarów, a wielkie wydatki na odbudową zniszczonej infrastruktury i szkolenia są sprawą przyszłości.
Barack Obama, podczas spotkania z prezydentem Iraku Nurim al-Malikim w Waszyngtonie mówił, że najważniejszym zadaniem stojącym teraz przed USA jest zagwarantowanie sukcesu demokracji w Iraku. Obama poszedł w swej optymistycznej ocenie tak daleko, iż uznał, że „fala wojny cofa się”. Obama zapewnił , że Irakijczycy nie będę pozostawieni sami sobie, co zostało odczytane jako groźbę w stronę Iranu, który planuje zwiększyć swoje wpływy w Iraku. Obama obiecał, że w Iraku nie powstaną bazy wojskowe, ale dał słowo, że Amerykanie będą szkolili irackie siły powietrzne, które jako rekompensatę za zniszczenie lotnictwa podczas inwazji w 2003 r. otrzymały osiemnaście samolotów F-16. Eksperci są zgodni, że w razie ataku na Irak, siły zbrojne tego kraju nie będą w stanie poradzić sobie z atakiem zewnętrznym bez pomocy sił amerykańskich.
Realia odbiegają znacznie od optymistycznej wizji prezydenta Obamy. W Iraku tlą się konflikty na tle etnicznym i religijnym, a krucha demokracja pozostaje nadwątlona atakami rebeliantów. Ponad ¼ ludności żyje w skrajnym ubóstwie. Ponad 1/3 Irakijczyków pozostaje bez pracy. Dostęp do wody pitnej ma mniej niż połowa ludności. W najnowszym rankingu percepcji korupcji Transparency International Irak znajduje się na 175e miejscu, ex aequo z Haiti, na 183 sklasyfikowane państwa. Od 2003 r. USA wydało już blisko 5 mld dolarów na na modernizację elektryczności. Wciąż nie wprowadzono stałych opłat za prąd, a potrzeby Irakijczyków rosną wraz z napływem nowoczesnych technologii: komputerów, telewizorów i klimatyzatorów. Stąd średnia długość dostaw prądu wynosi ok. 15 h. Wciąż jednak zdarzają się nawet w stolicy przerwy w dostawie, co znacznie utrudnia rozwój gospodarki i pozyskanie zagranicznych inwestorów, którzy nie mogą przygotować biznesplanu obawiając się wyłączenia źródła energii.
Sytuacja polityczna również pozostaje daleka od stabilnej. Druga pod względem wielkości siła polityczna w parlamencie, Irakija, pod przewodnictwem byłego premiera Ijada Alawiego, oskarża rząd premiera Nuriego al-Malikiego o nieliczenie się ze zdaniem opozycji, marginalizowanie mniejszości sunnickiej, wykorzystywanie sił bezpieczeństwa do swoich potrzeb oraz nieobsadzenie w dwa lata po wyborach resortów spraw wewnętrznych i obrony. Walka pomiędzy ugrupowaniami politycznymi jest tylko kwestią czasu.
Wydaje się również, że wiara Obamy w suwerenne decyzje premiera Malikiego jest naiwna. O tym, że Irak wkrótce może stać się marionetką w rękach Iranu może świadczyć fakt, że Maliki zgodnie z linią Iranu, nie poparł sankcji wobec syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada, który krwawo rozprawił się z rewolucją antyrządową w swoim kraju w ramach „arabskiej wiosny”.
Wojna w Iraku przyniosła ogromne straty finansowe, osobowe i moralne. Zyskiem z inwazji mogą cieszyć się firmy produkujące sprzęt wojskowy i realizujące zamówienia dla wojska. W tej dziwnej wojnie wygrany jest kompleks militarno-wojskowy, a przegranymi poszczególni żołnierze i społeczeństwa Amerykańskie i Irackie – odpowiednio: oszukane co do powodów rozpoczęcia inwazji oraz narażone na życie w permanentnym stanie biedy i walki za cenę ustanowienia papierowej demokracji, stojącej w opozycji do tradycji tego narodu.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że Irak na dłuższą metę wpadnie w sidła wpływów Iranu i pogrąży się w wojnie domowej frakcji religijnych i etnicznych. Państwo to nie ma szans na zrealizowanie amerykańskiego snu o demokracji w Zachodnim tego słowa znaczeniu. Irak czeka w najbliższych latach smutny los – walk wewnętrznych i dystansujących się od odpowiedzialności za los tego kraju krajów koalicji prowadzących interwencję zbrojną w 2003 r. W tym momencie wypada przypomnieć, że wśród głównych koalicjantów inwazji na Irak w 2003 r. znajdowała się Polska. Czy poniesie odpowiedzialność za swoją decyzję wobec społeczeństwa własnego i irackiego – to pytanie zdaje się retorycznym, przykrywanym przez bieżące problemy.
Anna Przybyll
członek SEA, doktorantka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW
Sorry, the comment form is closed at this time.