Przyszłość pełna niepewności
W Stowarzyszeniu Euro-Atlantyckim odbyła się kolejna dyskusja na temat polityki USA za prezydentury Donalda Trumpa. Wprowadzeniem do dyskusji, którą prowadził Janusz Onyszkiewicz, były wystąpienia zaproszonych panelistów, a mianowicie prof. Longina Pastusiaka (amerykanisty), Marka Greli (b. ambasadora przy Unii Europejskiej), Jerzego M. Nowaka (b. ambasadora przy NATO) i Konstantego Geberta (publicysty Gazety Wyborczej).
Prezentacje i dyskusja były zdominowane przekonaniem, że politykę USA za prezydentury Donalda Trumpa charakteryzuje wielka doza nieprzewidywalności.
Jest to szczególnie widoczne w sferze relacji Stanów Zjednoczonych z Rosją. Początkowo Donald Trump był skłonny uważać, że Rosja Władimira Putina nie jest jakimś szczególnym krajem stwarzającym poważne zagrożenie dla ładu światowego. Początkowe optymistyczne spojrzenie na Rosję zaczęło jednak ulegać zmianie, częściowo pod wpływem opinii publicznej i Kongresu, częściowo być może jako reakcja na pojawiające się zarzuty o powiązania Donalda Trumpa z Rosją i możliwość wpływu tych powiązań na jego rosyjska politykę. Choć sam Trump twierdzi, że nigdy nie inwestował w Rosji i że nie ma żadnych z tym krajem osobistych czy biznesowych powiązań, to jednak był zmuszony przyznać, że Rosja ingerowała w amerykańskie wybory prezydenckie a faktem jest, że takie powiązania wyszły na jaw, jeśli chodzi i szereg jego najbliższych współpracowników. To sprawia, że ponad 60% Amerykanów jest zatroskanych powiązaniami Donalda Trumpa z Rosją i za prowadzeniem śledztwa w tej sprawie.
Efektem było zaprzestanie uznawania Rosji jako partnera w rozwiązywaniu rozmaitych problemów, ale jako źródło wielu zagrożeń. Wyraźnemu zaostrzeniu uległa retoryka, opowiedzenie się za sankcjami wobec Rosji a także wydalenie znaczącej liczby dyplomatów rosyjskich z USA.
Z drugiej jednak strony Donald Trump ostatnio ponawia wezwania do poprawy stosunków z Rosją a także sugeruje ponowne wejście Rosji do grupy G-7, a niebawem ma mieć miejsce długie spotkanie Trump-Putin.
Napięcia pojawiają się także w relacjach USA-Unia Europejska. Ich przejawem jest wprowadzenie ceł na niektóre europejskie wyroby eksportowane do USA, jak stal czy aluminium, a także groźba objęcia sankcjami tych przedsiębiorstw europejskich, które nie zastosują się do amerykańskich sankcji wobec Iranu. Jednakże nie wydaje się, żeby w sferze gospodarczej stosunki mogły ulec takiemu pogorszeniu, żeby doszło do gospodarczej wojny USA-UE. Wynika to po części stąd, że w gospodarczych relacjach UE-USA handel odgrywa drugorzędną rolę a spory handlowe nie są niczym nowym i dotyczą zwykle ok. 2% wymiany. Ponadto duża jej część to import komponentów do produkcji firm amerykańskich ulokowanych w Unii, podobnie jest z unijnym eksportem do USA. Nawiasem mówiąc, odpowiedź Unii na amerykańskie cła jest dość symboliczna i uderzy raczej w drobnych przedsiębiorców amerykańskich stanowiących elektorat Donalda Trumpa. Wszystko wskazuje na to, że podstawowy składnik gospodarczych relacji transatlantyckich, to znaczy przepływy kapitałowe i inwestycje, bezpośrednie nie ulegnie zmianie. Co jednak musi niepokoić, to nie sfera gospodarki, a postrzeganie Unii Europejskiej przez Donalda Trumpa. Stany Zjednoczone przez cały powojenny okres traktowały Europę jako swojego podstawowego i wręcz niezbędnego sojusznika i tym samym (a szczególnie było to widoczne za prezydentury Baracka Obamy) starały się Europę wzmocnić. Dziś jednak widać, że dla Donalda Trumpa siła Europy nie ma takiego znaczenia, a dla jego biznesowego doświadczenia jedność Europy może być czymś niewygodnym, a może nawet niekorzystnym i wartym rozmywania. Dodatkowym przejawem nie liczenia się z opinią europejska może być wycofanie się Stanów Zjednoczonych z układu z Iranem a także odmowa podpisania końcowego komunikatu ze spotkania grupy G-7
Wielkie obawy co do polityki Donalda Trumpa budziło jego stanowisko wobec NATO. Ogromny niepokój wywołało jego określenie NATO jako „przestarzałego sojuszu” a także niechęć do odnoszenia się w swych wystąpieniach do słynnego Art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego stanowiącego o gwarancjach bezpieczeństwa, czy nawet zasugerowanie, że wypełnienie traktatowych sojuszniczych zobowiązań przez USA nie jest bezwarunkowe. W tej sytuacji wielkie znaczenie ma szczyt NATO w Brukseli. Chodzi o to, czy jego efektem będzie jasny przekaz świadczący o jedności Sojuszu i czy potwierdzone zostaną wysunięte przez Sekretarza Generalnego NATO Stoltenberga trzy podstawowe sprawy, na których Sojusz winien się skoncentrować a mianowicie „cash, capabilities, commitment” ( finansowanie, zdolności wojskowe i wiarygodność sojusznicza). Jest bowiem uzasadniona obawa, że Donald Trump skupi się wyłącznie na kwestiach wydatków obronnych krajów członkowskich (ta sprawa zresztą była przez przedstawicieli USA zawsze podnoszona), ale zlekceważy znaczenie pozostałych spraw. Jednym z ważnych czynników siły NATO było stałe, wiarygodne przywództwo amerykańskie. Za prezydentury Donalda Trumpa takiego przywództwa może zabraknąć. Nieprzewidywalność i chaotyczność obecnej polityki amerykańskiej dodatkowo osłabia zaufanie Europy do amerykańskiego przywództwa.
Innym obszarem gdzie polityka USA budzi niepokój to szeroko rozumiany Bliski Wschód. W przeszłości polityka amerykańska wobec tego regionu była dość czytelna i zrozumiała, choć często budziła rozmaite kontrowersje. Dziś natomiast jesteśmy świadkami radykalnej zmiany – nie widać, żeby Donald Trump miał jakąkolwiek czytelną koncepcję polityki dla tego obszaru. Można sadzić, że wobec osiągniętej ostatnio energetycznej samowystarczalności Stanów Zjednoczonych związanej z nowymi źródłami pozyskiwania ropy i gazu i zanikiem uwzględniania w polityce amerykańskiej interesów Europy czy Japonii, Donald Trump nie postrzega tego regionu jako ważnego dla USA. Aktywność USA ogranicza się więc do wspierania Izraela, ale w całkowitym oderwaniu od innych sojuszników i partnerów czego przykładem było prowokacyjne przeniesienie ambasady do Jerozolimy i próby blokowania na wszelkich polach Iranu. Stany Zjednoczone uwikłane są w cały szereg niejasnych, niespójnych i często zmieniających się sojuszy z krajami i innymi aktorami na politycznej scenie regionu, czego przykładem jest choćby Syria i problem kurdyjski a także poparcie Arabii Saudyjskiej w konflikcie z Katarem a następnie wycofanie tego poparcia. Na chaotyczność działań amerykańskich może rzutować jasna tendencja Donalda Trumpa całkowitego i demonstracyjnego odcinania się od polityki swego poprzednika Baraka Obamy, a na tej krytyce Donald Trump budował całą swoją kampanię wyborczą.
Pojawia się pytanie o dalsze losy prezydentury Donalda Trumpa. Jego poparcie oscyluje wokół 30% co jest najniższym poparciem prezydenta od 100 lat. W Białym Domu panuje chaos bo kilkunastu najbliższych współpracowników prezydenta odeszło, podobnie jest w Departamencie Stanu, skąd odeszli najbardziej doświadczeni, zapewniający stabilność polityki ludzie, a na ich miejsca przyszli pozbawieni doświadczenia radykałowie. Jeśli dodać do tego brak politycznego doświadczenia samego Prezydenta i jego niechęć do korzystania z fachowego doradztwa to przyszłość jawi się jako pełna niespodziewanych i trudnych do zrozumienia politycznych zwrotów i dominującej niepewności.
Opracował: Janusz Onyszkiewicz
Sorry, the comment form is closed at this time.