SEA | Bliski Wschód – bliżej niż się wydaje
3343
post-template-default,single,single-post,postid-3343,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,vertical_menu_enabled,side_area_uncovered_from_content,qode-theme-ver-9.4.1,wpb-js-composer js-comp-ver-4.11.2.1,vc_responsive,mob-menu-slideout-over
 

Bliski Wschód – bliżej niż się wydaje

Bliski Wschód – bliżej niż się wydaje

Komentarz ambasadora Ryszarda Schnepfa odnoszący się do konfliktu amerykańsko-irańskiego.

3 stycznia w wyniku ataku amerykańskiego drona śmierć poniósł charyzmatyczny dowódca elitarnych oddziałów al-Kuds, irański generał Kasim Sulejmani, bezsprzecznie architekt wielu akcji zbrojnych wymierzonych w USA, Izrael i ich sojuszników. Bliski Wschód, a być może i cały świat zamarł w oczekiwaniu na konsekwencje osobistej – jak poinformował Biały Dom – decyzji prezydenta Donalda Trumpa dokonania zamachu na konwój opuszczający lotnisko w stolicy Iraku, Bagdadzie. Sekretarz stanu Mike Pompeo, szef Pentagonu Mark Esper, ale także sam „autor” scenariusza zapewniają, że decyzja zabicia gen. Sulejmaniego podyktowana została stanem „nieuchronnego zagrożenia” (imminent threat), którego doświadczali obywatele oraz interesy USA na Bliskim Wschodzie. Jakkolwiek oceniać tego typu oświadczenie (wielu amerykańskich kongresmenów oraz eksperci nie potwierdzają tak daleko idących zmian sytuacji w regionie), wydarzenia z początku roku, w tym także pogróżki prezydenta Trumpa uderzenia w miejsca światowego dziedzictwa kultury, wywołały kryzys, który może zachwiać porządkiem światowym, a nawet doprowadzić do otwartego konfliktu zbrojnego, włącznie z użyciem broni nuklearnej.
Sytuacja powstała w związku ze śmiercią generała Sulejmaniego, którego na ulicach Teheranu żegnały nieprzebrane tłumy żądające odwetu, wydaje się bez wyjścia. Władze Iranu zapewne będą chciały zaspokoić oczekiwania rozwścieczonych obywateli, ale wiedzą też, że spektakularne, krwawe w skutkach uderzenie w amerykańską obecność w regionie, może wywołać gwałtowną, zakrojoną na szeroką skalę odpowiedź Trumpa, do którego zasadnie przylgnęło określenie „nieprzewidywalny”. Z kolei twardy, oczekujący stanowczości elektorat prezydenta USA, który tyle razy kpił z „miękkości” swego poprzednika, bije w wojenne werble, ale może odwrócić się od swego kandydata, jeśli ten okaże Persom nadmierną pobłażliwość. A wybory już za 10 miesięcy. Istne piekło bez wyjścia, a przecież nie dotknęliśmy nawet interesów Izraela, Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów czy Iraku, którego parlament w pierwszym odruchu zażądał wycofania wszystkich obcych wojsk z terenu swojego kraju. Niektórzy uczestnicy NATO-wskiej misji już taką decyzję podjęli.
Iran ogłosił definitywne odstąpienie od zobowiązań wynikających z umowy denuklearyzacyjnej z 2015 roku. Nie będzie też skłonny do prowadzenia dialogu z Ameryką. Zapewne USA też tego nie zrobią, choć w jednym z tweetów Donald Trump wyraźnie uchylił furtkę do rozmów. I tu właśnie swoją rolę może odegrać Unia Europejska, która broniła wytrwale genewskiego porozumienia z Iranem i posiada – jak się wydaje – wciąż drożne kanały komunikacyjne z Teheranem. Nie będzie łatwo, ale Macron i Merkel wielokrotnie udowodnili, że potrafią powiązać dwa nie pasujące do siebie końce. Swoją rolę „dobrego wujka” zapewne spróbuje też odegrać Władimir Putin, który takich okazji zdobycia wdzięczności Ameryki na ogół nie marnuje.
Donald Trump wykonał szereg telefonów do najważniejszych partnerów.
Do Andrzeja Dudy nie zadzwonił. Może go nie zastał? Mówiąc serio trzeba przyznać, że w tej potencjalnej rozgrywce Polska nie ma żadnej mocy sprawczej. Nie tylko dlatego, że nasza polityka zagraniczna zwyczajnie leży, lecz również z powodu braku politycznego i gospodarczego potencjału. Pomimo wieloletniej tradycji utrzymywania równowagi w relacjach ze skonfliktowanymi na Bliskim Wschodzie stronami, niefortunna i bezpłodna tzw. konferencja bliskowschodnia, której byliśmy gospodarzami, a która de facto była nieudaną próbą zmontowania koalicji antyirańskiej, takiej szansy nas pozbawiła. Można powiedzieć, że jedno wydarzenie sprzed roku pozbawiło nas wszystkich atutów, które dawała historia, gospodarcza współpraca i autentyczna sympatia.
Czy powinniśmy jednak przyjąć, że skoro jesteśmy daleko, a nasze interesy też z kraja, to można zapaść się w samozadowolenie i bierność? Odpowiedź jest negatywna. Niepokój powinien budzić choćby fakt, że zasięg irańskich rakiet typu Soumar obejmuje połowę Polski. Jeśli jednak nie dojdzie do wybuchu większego konfliktu, który zachwiałby naszym bezpieczeństwem i rozwojem gospodarczym, i tak trzeba brać pod uwagę, że rozwój sytuacji może doprowadzić do poważnej zmiany w politycznej konfiguracji sił, które dla naszego statusu międzynarodowego mają fundamentalne znaczenie. Historia dowodzi, że ilekroć USA angażowały się w jeden ze swoich licznych konfliktów na antypodach, ZSRR, a potem Rosja korzystały z okoliczności aby umocnić się, lub uzyskać od adwersarza koncesje. Tak było m.in. w 1956, kiedy interwencja Zachodu w strefie kanału sueskiego ułatwiła Moskwie interwencję na Węgrzech. Niemal bez strat politycznych.
Polityka zagraniczna działa na zasadzie połączonych naczyń i nie znosi próżni. Próżnia, przestrzeń niczyja, szara strefa jest natychmiast wypełniana nową treścią. Zwiększone ciśnienie w jednym miejscu, daje więcej luzu w innym. Związanie sił Ameryki w poważniejszym starciu w Iranie czy Iraku, uwikłanie w dyplomatyczny kontredans z Rosją, aby z tego konfliktu wyjść z twarzą, skupienie uwagi międzynarodowej opinii publicznej na tamtym obszarze, wytwarza pustą przestrzeń wokół naszego regionu. A to dla nas zła wiadomość. W takich sytuacjach podtrzymanie poczucia wspólnotowości jest sprawą życiową. Dlatego właśnie tak ważne jest członkostwo w Unii Europejskiej i NATO. Znaleźliśmy się na krawędzi strefy turbulencji. Trzymajmy się mocno i razem.
Z ostatniej chwili: jeszcze we wtorek, 8 stycznia, po posiedzeniu Rady Gabinetowej, Prezydent RP zapewniał, że polskim żołnierzom w Iraku nic nie grozi. Nie wspomniał przy tym o licznych polsko-irackich rodzinach. Dziś Teheran przeprowadził atak rakietowy na amerykańskie bazy w Iraku, w tym również na miejsce stacjonowania polskiego kontyngentu szkoleniowego. Obyło się bez ofiar. Tym razem udało się….
———————————————————-
Dr Ryszard Schnepf, historyk, dyplomata. Były sekretarz stanu w KPRM, wiceminister spraw zagranicznych, czterokrotny ambasador, w tym m.in. w USA i Hiszpanii. Obecnie wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW. Członek SEA.

No Comments

Sorry, the comment form is closed at this time.

SEA