SEA | Następny prezydent USA – konsekwencje dla świata, Polski i Europy
1772
post-template-default,single,single-post,postid-1772,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,vertical_menu_enabled,side_area_uncovered_from_content,qode-theme-ver-9.4.1,wpb-js-composer js-comp-ver-4.11.2.1,vc_responsive,mob-menu-slideout-over
 

Następny prezydent USA – konsekwencje dla świata, Polski i Europy

Następny prezydent USA – konsekwencje dla świata, Polski i Europy

Rekomendacje SEA dotyczące wyborów prezydenckich w USA, które odbędą się 6.XI.2012 r.

W debacie na ten temat w gronie dr Tadeusza Chabiery, dr Włodzimierza Cimoszewicza, prezesa Marka Goliszewskiego, dr Andrew A. Michty, dr Janusza Onyszkiewicza i prof. Longina Pastusiaka poszukiwano szczególnie odpowiedzi na pytanie co wynika z kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych i prezentowanych przez Baracka Obamę i Mitta Romneya poglądów dla świata, Europy i dla Polski.

Wybory prezydenckie w USA nie są tylko sprawą wewnętrzną Stanów Zjednoczonych, ale są uważnie śledzone w całym świecie. Dla żadnego państwa na świecie nie jest obojętne jaką politykę zagraniczną prowadzić będzie następna administracja amerykańska. Z tego względu również w Polsce rywalizacja o Biały Dom między Barackiem Obamą i Mittem Romneyem obserwowana jest z uwagą.

Najważniejsze miejsce w walce o Biały Dom tradycyjnie zajmują sprawy wewnętrzne. Wiadomo, że Amerykanie głosują według stanu swojego portfela. Nic więc dziwnego, że główni pretendenci do prezydentury najwięcej miejsca w swoich wystąpieniach poświęcają m.in. sytuacji gospodarczej, bezrobociu, podatkom, deficytowi budżetowemu i zadłużeniu kraju. Sprawy międzynarodowe, polityka zagraniczna mają dla Amerykanów drugorzędne znaczenie. Nie są natomiast obojętne dla reszty świata. Oto ważniejsze wnioski o konsekwencjach dla świata, Europy i Polski z dotychczasowego przebiegu prezydenckiej kampanii wyborczej w USA.
 
ŚWIAT
Świat w tegorocznej kampanii wyborczej został potraktowany wybiórczo, zwłaszcza przez kandydata Partii Republikańskiej. Obaj rywale do fotela prezydenckiego podnosili głównie te problemy międzynarodowe, które były dla nich wygodne tzn. służyły pozyskiwaniu wyborców i osłabieniu pozycji oponenta. Nic więc dziwnego, jak pisał „New York Times” otrzymaliśmy skrzywiony, wypaczony („skewed”) obraz świata i jego problemów.
Obama chwalił się tym, że zakończył wojnę w Iraku i wycofał z tego kraju wojska amerykańskie oraz zapowiedział wycofanie wojsk z Afganistanu do końca 2014 roku. Przypisywał sobie poprawę wizerunku USA na arenie międzynarodowej, ożywienie dialogu transatlantyckiego, odejście od unilateralizmu i zastąpienie tej doktryny negocjacjami i dialogiem z sojusznikami. Romneyowi zarzucał, że swoją twardą retoryką może wciągnąć Stany Zjednoczone w nowy konflikt zbrojny. Zabicie Osamy bin Ladena uznał on za symbol sukcesu w walce z terroryzmem. Mówił o uruchomieniu sankcji wobec Iranu, o dobrym stanie stosunków z Izraelem, o zastosowaniu samolotów bezzałogowych, co zmniejszyło liczbę ofiar wśród żołnierzy amerykańskich. Natomiast pomijał w kampanii wyborczej fakt, że zawarł z Rosją porozumienie START o redukcji głowic nuklearnych i środków przenoszenia tych głowic.
Mitt Romney natomiast w sprawach zagranicznych poruszał te sprawy, które osłabiały prezydenta Obamę. Zarzucał mu, że nie wykazał się przywództwem w rozwiązaniu konfliktu palestyńsko – izraelskiego, nie zmusił Iranu do rezygnacji z rozwoju potencjału nuklearnego, nie wsparł dostatecznie powstańców w Syrii i prowadzi miękką politykę wobec Chin. Polityka wewnętrzna i zagraniczna Obamy doprowadziła – zdaniem Romneya – do osłabienia pozycji USA na świecie. Po zabójstwie 4 dyplomatów amerykańskich w Benghazi republikanie starali się uczynić z tego wydarzenia główny argument obciążający nieskuteczność polityki zagranicznej Obamy.
Obu rywalom zabrakło szerokiej i ambitnej wizji polityki zagranicznej USA. Stany Zjednoczone mają największe wpływy na świecie i mogłyby wnieść wkład w stworzenie nowego ładu światowego. Żaden z obu kandydatów nie wspominał nic na ten temat, jak również na temat zagrożeń globalnych i zmian klimatycznych.
 
EUROPA
Europa i sprawy europejskie odgrywały marginalną rolę w prezydenckiej kampanii wyborczej. Podobnie było z Unią Europejską. W debacie telewizyjnej poświęconej polityce zagranicznej ani razu nie wspomniano o Europie, o NATO. Natomiast aż 45 razy wymieniono Izrael, 30 razy Chiny i 29 Afganistan. W czasie spotkań z wyborcami kandydaci nie wspominali także o kryzysie euro. Amerykanie uważają, że ich interesy w Europie są zabezpieczone, a zagrożenie dla ich interesów i bezpieczeństwa widzą w Azji, przede wszystkim w Chinach. Dość rozpowszechniony jest pogląd, że Ameryka coraz bardziej zwraca się ku Azji i Pacyfikowi.
Nie oznacza to, że Stany Zjednoczone wycofają się militarnie z Europy, jakkolwiek możliwa jest redukcja ilościowa i zmiana jakościowa obecności USA w Europie. Można założyć, że skoro liberalna administracja Baracka Obamy nie zmierza do poważniejszej redukcji obecności wojskowej USA w Europie, alternatywna w przyszłości, bardziej konserwatywna administracja republikańska tym bardziej nie będzie skłonna dokonać takiej redukcji.
W sprawie stosunków z Rosją ujawniły się pewne różnice zdań między Obamą i Romneyem. Kandydat republikanów w trakcie kampanii wyborczej określił Rosję jako „geopolitycznego nieprzyjaciela numer jeden” Stanów Zjednoczonych. Obama uznał to za atak na jego politykę resetu w stosunkach USA z Rosją.
 
POLSKA I STOSUNKI POLSKO – AMERYKAŃSKIE
Polska i sprawy polskie praktycznie nie pojawiły się w prezydenckiej kampanii wyborczej z wyjątkiem wypowiedzi Romneya, w której zarzucił Obamie, że „porzucił przyjaciół w Polsce i Czechach”, by „ugłaskać Rosję” w sprawie zmiany koncepcji tarczy antyrakietowej w Polsce. W czasie wizyty w Polsce w końcu lipca 2012 r. Romney chwalił Polskę i obiecał przyjaźń i partnerskie stosunki.
Na marginesie prezydenckiej kampanii nasuwają się pewne sugestie odnośnie polskiej polityki wobec USA i stosunków polsko – amerykańskich, które podajemy w zwięzłych punktach:
– Polska powinna realizować długofalową strategię wobec USA tak aby wewnętrzne różnice między demokratami i republikanami nie wpływały negatywnie na stan stosunków bilateralnych.
– Celem Polski powinno być działanie na rzecz strategicznego partnerstwa Unii Europejskiej ze Stanami Zjednoczonymi.
– Polska powinna opowiadać się za wiarygodną, wspartą konkretnymi planami operacyjnymi obecnością USA w Europie.
– Mając mocną pozycję w NATO i w Unii Europejskiej Polska powinna dążyć do stworzenia trwałej, zinstytucjonalizowanej współpracy NATO i UE w dziedzinie obronności.
– Nierealistyczne jest oczekiwanie dodatkowych gwarancji bezpieczeństwa dla Polski ze strony USA, ponieważ Waszyngton uważa, że wszystkie państwa członkowskie NATO mają równe gwarancje bezpieczeństwa.
– Potencjalne pola współpracy Polski ze Stanami Zjednoczonymi obejmują między innymi bezpieczeństwo energetyczne i zagrożenia w cyberprzestrzeni.
– Polska powinna rozważyć możliwości większego zaangażowania w przedsięwzięcia „Smart Defence” traktując tę inicjatywę jako możliwość dostępu do najnowszych technologii zdolności wojskowych oraz szansę dla naszego przemysłu obronnego.
– Mając dobre stosunki z Unią Europejską i ze Stanami Zjednoczonymi Polska może wnieść wkład w rozwój stosunków euroatlantyckich we wszystkich dziedzinach.
– Niezadowalający jest poziom wymiany handlowej między Polską i USA, poziom wymiany studenckiej, współpracy naukowej. Nadal utrzymuje się ogromna dysproporcja w wymianie kulturalnej.
– Biorąc pod uwagę nasze położenie geopolityczne oraz zainteresowanie Stanów Zjednoczonych promocję demokratycznych wartości powinniśmy wykorzystać tę sytuację dla ożywienia programu Partnerstwa Wschodniego.
Z powyższych rozważań rodzi się wniosek, że niezależnie kto zostanie następnym prezydentem USA nie należy oczekiwać istotnych zmian w polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Mimo różnic w retoryce wyborczej między obu partiami Partią Demokratyczną i Partią Republikańską w sprawach interesów amerykańskich w świecie i sposobów obrony istnieje consensus. Partia Republikańska i jej kandydat na prezydenta Mitt Romney w tej kampanii wyborczej nie mieli nic nowego, twórczego do zaoferowania w dziedzinie polityki zagranicznej kraju. Mitt Romney na polu spraw międzynarodowych był wyraźnie w defensywie i wykazał się mniejszą wiedzą i doświadczeniem od swojego rywala, prezydenta Obamy. Należy bowiem odróżnić głośniejsza twardszą retorykę kampanijną republikanów od zgodności obu kandydatów odnośnie strategicznych interesów i celów dyplomacji amerykańskiej w świecie.
Można powiedzieć, że jeżeli chodzi o politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych obaj rywale reprezentowali postawę „mituizmu”, „me too”, ja też będę realizował to samo, tylko lepiej i skuteczniej.
No Comments

Sorry, the comment form is closed at this time.

SEA