SEA | Błąd Putina. Nowego Monachium nie będzie.
3526
post-template-default,single,single-post,postid-3526,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,vertical_menu_enabled,side_area_uncovered_from_content,qode-theme-ver-9.4.1,wpb-js-composer js-comp-ver-4.11.2.1,vc_responsive,mob-menu-slideout-over
 

Błąd Putina. Nowego Monachium nie będzie.

Błąd Putina. Nowego Monachium nie będzie.

Utrzymuje się, a nawet narasta koncentracja rosyjskich wojsk na pograniczu z Ukrainą. Zgodnie z rozlicznymi ocenami wiarygodnych ośrodków analitycznych i wywiadowczych może wkrótce dojść do zmasowanego ataku tych wojsk na Ukrainę. Zachód, a w szczególności NATO ze Stanami Zjednoczonymi na czele, a także Unia Europejska, ponawiają bardzo zdecydowane ostrzeżenia, deklarują wszechstronne wsparcie dla Ukrainy i grożą poważnymi restrykcjami i przeciwdziałaniami na wypadek agresji.

Wydaje się, że Rosja po raz kolejny, cytując Churchilla, chce wygrać wojnę bez prowadzenia wojny i w tym celu składa, pod szantażem wybuchu konfliktu, kolejne propozycje pokojowe. Proponuje zawarcie nowego traktatu, który miałby zaspokoić rosyjskie obawy przed rzekomą agresja ze strony NATO i zaprowadzić trwały ład i pokój w obszarze euroatlantyckim. A  jakie byłyby skutki przyjęcia proponowanego Traktatu przez kraje NATO?

Po pierwsze, zgodnie z jego artykułem 6. żadne nowe państwo nie może być do NATO przyjęte, (a więc nie tylko Ukraina czy Gruzja ale także np. Szwecja, Finlandia czy Mołdowa). Po drugie, państwa NATO nie mogłyby prowadzić żadnej działalności wojskowej na terytorium Ukrainy bądź innych krajów Europy Wschodniej, Azji Środkowej czy Zakaukazia. Te zakazy nie dotyczą oczywiście Rosji. No i na dodatek Rosja i te kraje , które były członkami NATO przed 27 maja 1997 r. (a więc przed rozszerzeniem Sojuszu m.in. o Polskę), winny wycofać wszelkie siły wojskowe i uzbrojenie które znalazły się na terenie innych krajów po tej dacie. Innymi słowy, NATO musiałoby wycofać wszelkie siły zbrojne i sprzęt jaki po roku 1997 został ulokowany nie tylko w nowych krajach członkowskich, ale gdziekolwiek w Europie poza obszarami starych krajów członkowskich. No i w końcu, w Traktacie jest zapis mówiący że umawiające się strony nie będą tworzyć sytuacji, które będą albo mogą być przez druga stronę uznane jako zagrożenie dla jej bezpieczeństwa narodowego. Oznacza to możliwość blokowania wszelkich działań  NATO, które Rosja jednostronnie uzna za zagrażające jej bezpieczeństwu.

Co uderza w tym proponowanym traktacie, to brak jakiejkolwiek symetrii jeśli chodzi o traktatowe zobowiązania obu stron. W relacjach ze wszystkimi krajami, poza „starymi” członkami NATO, Sojusz jest zobowiązany do ogromnej ilości ograniczeń i zakazów, co w ogóle nie dotyczy Rosji.

Jest oczywiście widoczne, że intencją Rosji jest utworzenie strefy buforowej złożonej z krajów o całkiem innym statusie i dość formalnym tylko członkostwie w Sojuszu, krajów o suwerenności ograniczonej traktatem z zewnętrznym mocarstwem i o drastycznie zredukowanych możliwościach obronnych. Rosja zyskiwałaby wyłączność na rozwijanie stosunków wojskowych ze wszystkimi krajami, które wyłoniły się z rozpadu ZSRR, z wyjątkiem państw bałtyckich, a i te miałyby przecież narzucone rozmaite ograniczenia. Tym samym zrealizowany zostałby stary rosyjski postulat o uznaniu dawnego terytorium ZSRR, (ale bez państw bałtyckich) za wyłączną strefę wpływów Rosji. Na dodatek Rosja zyskiwałaby pewne podstawy do ingerowania w politykę bezpieczeństwa krajów NATO.

Jest całkowicie jasne, że Sojusz nie może takiego traktatu w całości przyjąć. Jego najważniejsze zapisy są do tego stopnie nie do zaakceptowania, że trudno aby mógł stać się podstawą i punktem wyjścia do dalszych negocjacji. Jest jednak pewna ilość zapisów i propozycji, które warte są podjęcia.

Nie chodzi tu, rzecz jasna, o stwierdzenie, że obie strony będą rozwiązywać wszelkie spory wyłącznie środkami pokojowymi bez użycia a nawet groźby użycia siły, jako że tego rodzaju zapewnienia ze strony Rosji, zważywszy choćby na niedawne doświadczenia, mają blisko zerową wiarygodność. Chodzi natomiast o podniesione w traktacie potrzeby zmniejszenia ryzyka niezamierzonej eskalacji wojskowych incydentów i przeradzania się ich w poważne konflikty, a także kwestie zwiększenia środków przewidywalności, przejrzystości i budowy większego zaufania w sprawach bezpieczeństwa.

W tej sprawie konieczny jest dialog, niezależnie od panującego napięcia i słabnących kanałów komunikacji. Brak przejrzystości, ustalonych procedur postępowania w sytuacji, kiedy to w ramach rozmaitych działań czy ćwiczeń jednostki wojskowe Rosji i NATO pojawiają się blisko siebie, może skutkować eskalacją drobnego incydentu do konfliktu o znacznie większej skali.

Jeśli chodzi o sprawę incydentów wojskowych i groźby ich niezamierzonej eskalacji, to jeszcze w czasach Zimnej Wojny podejmowano próby ich ograniczania. I tak, jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku USA i ZSRR podpisały kilka umów ograniczających możliwość nieautoryzowanego bądź przypadkowego użycia broni jądrowej czy zapobieganiu incydentom na morzu i w przestrzeni powietrznej. Do tego doszły dalsze porozumienia, ostatnie z nich   zawierano przy okazji działań wojskowych w Libii i Syrii. Chodzi jednak o dokonanie przeglądu  i rozszerzenie tych porozumień na inne kraje i podjecie nowych problemów, które pojawiły się w ostatnich latach.

Jest co prawda tzw. Dokument Wiedeński z 2011 r. przyjęty zarówno przez NATO, jak i Rosję, który zajmuje się kwestiami transparentności i środkami budowy zaufania, ale okazuje się nie wystarczający i zawierający wiele luk wykorzystywanych przez Rosję.

Bardzo obszerna propozycja rozmaitych uregulowań przedstawiona została w opublikowanych pod koniec ubiegłego roku rekomendacjach, opracowanych i podpisanych przez szerokie grono wybitnych ekspertów i polityków zarówno z krajów NATO, jak i z Rosji. Proponuje się więc np. rozwiązanie problemu często przez Rosję przeprowadzanych, a nie zapowiadanych ćwiczeń wojskowych, na które nie zaprasza się zagranicznych obserwatorów, i o których nikogo się nie uprzedza, a także ćwiczeń organizowanych na dużą skalę rozbijanych na szereg mniejszych, każde poniżej limitu, co także umożliwia ich przeprowadzanie bez wymaganej obecności zagranicznych obserwatorów. Właśnie takie praktyki widzimy dziś w  koncentracji wojsk rosyjskich na granicy z Ukrainą.

Są dobre powody by sądzić, że w zapobieganiu niezamierzonej eskalacji incydentów wojskowych zainteresowane są obie strony. Sytuacja jednak może być całkiem inna, jeśli chodzi o transparentność i budowanie przewidywalności i zaufania. Sytuacja wojskowa obu stron jest bowiem zasadniczo różna. Wprawdzie ogólnie rzecz biorąc NATO, przede wszystkim dzięki Stanom Zjednoczonym, ma nad Rosją znaczną przewagę, to rozmieszczenie sojuszniczych sił zbrojnych na europejskim teatrze możliwych działań jest dla NATO wysoce niekorzystne. O ile bowiem Rosja ma swoje jednostki zgrupowane w pobliżu granic z NATO i ma możliwość, (co pokazywała w licznych wojskowych ćwiczeniach), szybkiego przerzutu dalszych, o tyle cała wschodnia flanka NATO jest stosunkowo słabo nasycona jednostkami zdolnymi do stawienia oporu, a przerzut wojsk z dalej położonych krajów sojuszniczych byłby zapewne powolny ze względów organizacyjno- technicznych, jak i ze względu na spodziewaną powolność w podejmowaniu decyzji.

Tak więc, im wcześniej będzie wiadomo o narastającym zagrożeniu, im bardziej jasne będą zamiary drugiej strony, tym większa szansa, że NATO zdąży z odpowiedzią na czas. Przejrzystość i przewidywalność jest więc zawsze w interesie NATO – strony, która nie ma agresywnych zamiarów i ma politykę defensywną. A Rosja?  

Tu dochodzimy do bardzo poważnego pytania. Może bowiem być tak, że Rosja potraktuje proponowany traktat, jako niepodzielny pakiet – za zgodę NATO na wszystkie ograniczenia będzie zgoda na daleko idące mechanizmy przejrzystości, jawności i budowy zaufania. To jednak stanowiłoby jasny dowód na agresywny i oparty na planach wojennych charakter polityki Rosji, która z nieprzewidywalności i strachu czynić będzie zasadnicze elementy swej pozycji i środki do osiągania politycznych i wojskowych celów. Pierwsza wojna światowa zdaniem wielu historyków wybuchła ze względu na złą ocenę sytuacji oraz intencji i interesów drugiej strony. Dziś, wobec braku przejrzystości i zaniku politycznego dialogu możemy stanąć wobec podobnego problemu.

Z tradycji rosyjskiego teatru znana jest zasada, że jeśli w pierwszym akcie widać na ścianie wisząca strzelbę, to najdalej w akcie trzecim ta strzelba musi wystrzelić. Dziś Rosja traktuje NATO według podobnej zasady – jeśli NATO ma ogólnie rzecz biorąc przeważającą siłę, to z niej nieuchronnie skorzysta. Możliwości determinują intencje. A stosunkowo niedawno prezydent Putin, dzieląc się swoimi doświadczeniami z młodości powiedział, że jak petersburski ulicznik wie, że musi dojść do bójki, to zawsze uderza pierwszy. A w historii Rosji, szczególnie w ciągu ostatnich 100 lat, takich aktów agresji, usprawiedliwianych jako działania wyprzedzające było mnóstwo. No i wszystkie rosyjskie ćwiczenia wojskowe oparte są o scenariusze ofensywne. Niby według scenariusza Rosja została uprzednio zaatakowana, ale ćwiczy się nie dalsza obronę, ale atak.

Na pytanie jak Kreml ocenia zagrożenia, przed którymi staje lub może stanąć Rosja, odpowiedź można znaleźć w przyjętej w 2021 r.  Narodowej Strategii Bezpieczeństwa Rosji. Co dość charakterystyczne, brak w niej często powtarzanego w poprzednich dokumentach tego rodzaju stwierdzenia, że Rosja winna umacniać swoją pozycję jednego ze światowych liderów. Jest za to niemal apokaliptyczna wizja rozmaitego rodzaju zagrożeń dla rosyjskiej tożsamości i specyficznie rosyjskich wartości, dla rosyjskiego języka i obywateli Rosji, którzy za granicą są  prześladowani i dyskryminowani. W Strategii czytamy:

Na fali kryzysu zachodniego liberalnego modelu, cały szereg krajów podejmuje próby celowego podmywania tradycyjnych wartości, fałszowania światowej historii i miejsca w niej Rosji, rehabilitacji faszyzmu, rozpalania konfliktów narodowościowych i religijnych.

W tej sytuacji, każdy protest, każdy ruch w stronę Zachodu traktowany jest jako efekt zamierzonych i podstępnych działań „nieprzyjaznych krajów”, których celem jest destabilizacja Rosji i zmiana jej systemu politycznego.

Widać to choćby na przykładzie NATO i przyczyn jego rozszerzania. W roku 1994 prezydent Jelcyn zapewniał przywódców czołowych krajów NATO, iż Rosja nie traktuje Sojuszu jako wroga, a jego rozszerzenie nie jest zagrożeniem dla Rosji. Dziś wmawia się wszystkim, Rosjanom w szczególności, że poszerzanie Sojuszu o  nowe państwa członkowskie, to realizacja dalekosiężnego planu okrążania i osłabiania Rosji, która jakoby jedyna stoi na drodze Stanom Zjednoczonym w ich marszu po światową hegemonię i po triumf wartości całkowicie innych niż rosyjskie. A tymczasem znana dość powszechnie prawda jest taka, że to nie Sojusz, a w szczególności nie USA, ciągnęły na siłę inne państwa, aby do NATO wstąpiły. Sojusz był wobec rozszerzania ogromnie oporny i tylko zdecydowanie krajów takich jak przede wszystkim Polska doprowadziło do zmiany tego stanowiska. A powód, dla którego tak Polsce zależało na zakotwiczeniu swego bezpieczeństwa w NATO był oczywisty i historycznie dobrze uzasadniony: już od czasów Piotra Wielkiego kontrolowanie Polski było strategicznym celem Rosji, bo tylko wtedy Rosja mogła bezpośrednio oddziaływać na Niemcy i być kluczowym czynnikiem polityki europejskiej. Członkostwo Polski i innych krajów stawało się więc nie zagrożeniem dla Rosji, a czynnikiem stabilizującym sytuację polityczną w Europie. No i to całkowita niedorzeczność myśleć, że Polska czy inne nowe kraje członkowskie mogłyby zgodzić się na zaatakowanie przez NATO Rosji, wiedząc, że taka wojna musiałaby toczyć się na naszym terytorium. W tej retoryce pomija się też choćby taki fakt, że przecież sama Rosja budowała na wzór NATO własny wojskowy układ sojuszniczy, który przybrał formę Organizacji Traktatu o Wspólnej Obronie do którego w 1992 r., (a więc przed rozszerzeniem NATO które nastąpiło 7 lat później), przystąpiła Białoruś.

Podobnie jak Polska, inne kraje zabiegały o członkostwo w Sojuszu pragnąc uchronić się od możliwych (a jak się okazuje dzisiaj – całkiem realnych) zabiegów Rosji o ich ponowne zwasalizowanie. Z tego też powodu do NATO chce przystąpić Ukraina.

Naturalne pojawiające się pytanie to, jaki był cel tej nowej inicjatywy politycznej Moskwy i szantażowanie Ukrainy i Zachodu możliwym zmasowanym atakiem na Ukrainę. Możliwości jest kilka. Jedna z nich z nich to liczenie na to, że pod groźbą wojny Zachód podzieli się i wobec braku jedności możliwe będzie wynegocjowanie jakieś złagodzonej wersji Traktatu, przy utrzymaniu w nim mechanizmu blokującego wejście Ukrainy i innych krajów z obszaru dawnego ZSRR do NATO. Według innej, odrzucenie miałoby być ostatecznym dla Rosjan i opinii światowej dowodem agresywnych planów Zachodu, którym trzeba się przeciwstawić prewencyjnymi działaniami wojskowymi.

Analizując aktualna sytuację pojawiają się analogie do roku 1914, albo do roku 1938, kiedy to pod szantażem konfliktu podpisano z Hitlerem haniebny układ w Monachium. Jeśli jednak szukać analogii, to najbardziej właściwe byłoby odniesienie się do roku 1962 i kryzysu związanego z planami rozmieszczenia przez ZSRR rakiet na Kubie.

Chruszczow uznał, że Kennedy to człowiek niezdecydowany, niedecyzyjny i słaby, w związku z czym może podjąć próbę istotnego wzmocnienia radzieckiej pozycji strategicznej. Wpływ na to miało fiasko mało zdecydowanych wysiłków USA zmierzających do obalenia Castro na Kubie, polityka w sprawach Berlina oceniana jako chwiejna i słaba postawa ówczesnego amerykańskiego prezydenta w rozmowach w Wiedniu.

Nie jest wykluczone że dziś, po widowiskowej porażce USA w Afganistanie i rozchwianiu sceny politycznej w USA, Kreml podobnie ocenia aktualnego amerykańskiego prezydenta i w tym widzi szansę na dokonanie wielkiej politycznej ofensywy.

Widać jednak wyraźnie, że nowego Monachium nie będzie. Putin zagrał jak swego czasu Chruszczow zbyt ostro i ma podobny jak on dylemat – zaryzykować wielki konflikt, czy się cofnąć. Koncentracja wojsk rosyjskich, prowadzących od miesięcy rzekome manewry przy granicy z Ukrainą jest bardzo kosztowna. Na coś trzeba będzie się zdecydować. Zakończenie w 1962 r. kryzysu kubańskiego stało się możliwe po uzgodnieniu rozwiązania, które Rosji dawało pozory osiągnięcia czegoś i tym samym „wyjścia z twarzą”.  Czy coś podobnego uda się tym razem? Reakcja  Moskwy na spokojną choć twardą odpowiedź USA była oczywiście negatywna, ale nie wojownicza, a więc…

A czas nie działa na korzyść Putina. Ukraina się wzmacnia, gospodarka rosyjska jest dalej w stagnacji, a Zachód będzie coraz mniej potrzebował rosyjskiego gazu i ropy. No i jeszcze Chiny i Syberia…

Janusz Onyszkiewicz

Tekst pierwotnie opublikowany na łamach Wyborcza.pl:
https://wyborcza.pl/7,75968,28076643,blad-putina-nowego-monachium-nie-bedzie.html

Tags:
, ,
No Comments

Sorry, the comment form is closed at this time.

SEA